wtorek, 29 grudnia 2009

Postowy megamix


Koniec roku to czas na podsumowania i wnioski. Nadchodzi chwila, by powiedzieć sobie, czego się dokonało, co się zdobyło, zobaczyło, a co zmarnowało, zaprzepaściło lub zaniedbało. Czas jest nieubłagany, czasem biegnie pokątnie i chciałoby się go cofnąć...

To był istotny rok w moim wykonaniu, spełnienie kliku marzeń, tych od dawna celowanych i tych spontanicznych... drobnych i dużych :) Tak przemyślany sportowy sezon, tyle kilometrów w nogach, jeszcze w życiu nie dane mi było tak ciekawie rozciągnąć i trochę profesjonalnie trenować. Doceniam wszelkie rady, własne spostrzeżenia i doświadczenia, one są bezcenne i mają wielką wartość dla mnie. Tak jak w ludzkich uczuciach i przyjaźniach, które też są bezcenne.
Niesamowite stało się rzeczywistością, momentami wyprzedziłem własne "JA", co było nowatorskie w moim progresie doświadczeń. Mimo wielu przeciwności i trudności dopiąłem swego, mocno i z akcentami ;) O to chodziło. Samozaparcie i wiara w siebie nie pozwoliły mi zrezygnować ani na chwilę (a były chwile zwątpienia, i to jakie...). Na nowo popatrzyłem na wiele rzeczy, poznałem siebie w nowych wymiarach, nabrałem dystansu. Teraz mogę powiedzieć, warto było wiele miejsc zwiedzić i zobaczyć, przeżyć niezapomniane chwile i wydarzenia, wspomnienia są najcenniejsze; ...zapisane do końca życia. Parę rzeczy można było lepiej rozegrać, wykorzystać kilka szans... lekcja na przyszłość.

2009 - barwny i motywujący, epatujący niespodziankami i przemyślanymi decyzjami. Z tych ostatnich jestem najbardziej zadowolony. Mam nadzieję, że mijający kolejny arkusz kalendarza zapoczątkuje kolejne marzenia i cele, jeden już jest. Drugi niepozorny i cichy, przygaszony. Trzeci będzie skutkiem pierwszego. Tajemniczo. I niech tak zostanie.

W innych kategoriach niż osobiste, można powiedzieć, że było w czym przebierać i wybierać muzycznie, sportowo i sprzętowo. Tak bogato jeszcze nie było, choć kryzys spowolnił pozytywne wibracje i finansowe oczekiwania. Ogólnie i szeroko pojęte, ale prawdziwie. Emocji, wrażeń i pozytywnych odczuć również nie zabrakło.

2010 - nie będzie łatwy, ryzyko trzeba będzie podjąć nieraz. Już to wiem. Teraz. Przed sylwestrem.
 

niedziela, 27 grudnia 2009

I po świętach

Zgodnie z przewidywaniami święta zleciały ekspresowo. Szkoda, że dopadł mnie jakiś niespodziewany gardłowy, obolały surprise, taki specjalnie na święta... no cóż, najwidoczniej zasłużyłem. Nie poddawać się, a walczyć z dolegliwościami to wyzwanie na najbliższe minuty. Choć humor poprawił mi dzisiejszy teatralny musical (ja w teatrze od niepamiętnych czasów - tak na marginesie), było pozytywnie i sympatycznie, to nie zmienia to faktu wojny ze zdrowotnymi prześladowaniami, bo tak to nazwę po imieniu. Pastylkowe miecze i witaminowe tarcze to mój sprzęt bojowy, stopień zagrożenia pierwszy w trójstopniowej skali (gdzie trzeci jest najwyższy, do drugiego niewiele brakowało wczoraj). Ekspansja w podchodach już widoczna, taktyka obrana, asekuracja jest, teraz potrzeba małych, ale zdecydowanych sukcesywnych ostrzałów. W opcji istnieje jeszcze wysłanie bezzałogowych czterokołowców, z pełnym osprzętem do eliminacji wrogich sił przeciwnika.

Swoją drogą nie pamiętam tak ciepłych pogodowo świąt. To był dobry czas na powrót do krótkich spodenek ;) I pomyśleć, że przed tygodniem termometry przerażały kilkunastoma kreskami poniżej poziomu zamarzania wody... aż się zimno robi na samą myśl. Mrozy przyszły, mrozy poszły, mrozy postraszą jeszcze, nie długo... pogoda nas zaskoczy z pewnością, jak nieposkromiona siła uderzająca coraz bardziej gwałtownie. Taki sobie zmienny klimat.
 

czwartek, 24 grudnia 2009

Muzyczny wkrętak

Radiowe broadcast'y, rozgłośnie i co tam bądź, wzbogaciły się jakiś czas temu o ciekawy muzyczny tune, prosto z holenderskiej Armady. Brzmienie i wokal tak wpadają w ucho, że aż chce się potańczyć... Coś w tym jest piorunującego, że od rana w głowie brzmi i poprawia człowiekowi nastrój. Armin van Buuren feat. VanVelzen - Broken Tonight od razu z oficjalnym wideoklipem.


 

środa, 23 grudnia 2009

W przeddzień

Już niewiele zostało do tego, by zasiąść przy stole, przy wieczerzy, jednej takiej w roku. Choć w tym samym dniu trzeba jeszcze odbębnić pracę, to już czuć tempo zbliżających się świąt... coraz szybciej, intensywniej, bardziej, coraz więcej ludzi i krzątaniny wokół sklepowych szkieł i ich aluminiowych szkieletów. Wszędzie kolędy, festiwal światła, zgiełk i harmider szumnej wiary, spragnionej ostatnich okazji i kupującej co popadnie. Zapachy pierników i ciast wychodzą z budynków na ulice i przyciągają nosy na smaki z świątecznej paki.

Inaczej odbiera się świąteczny klimat, mając wolne od zawodowej pracy. Wtedy można się solidnie przygotować, co mnie omija w tym roku szeroko. Choć będą to pierwsze święta, gdzie tylko zerknę na ogrom wykonanej pracy przygotowawczej, włącznie z kulinarną częścią, mam nieodparte wrażenie, że "prześpię" ten czas... Szybko się żyje, czas nieubłaganie nabija licznik dni, warto by zwolnił i zatrzymał chwile świąt na dłużej, chociaż odczuwalnie...
 

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Ogólnie ogólnikowo

W ten sam dzień przyszło kilka momentów dających do myślenia. Powtarzać się nie przystoi, wykoncypować należy konstruktywnie i subtelnie, a wnioski ubrać w codzienność. Tajemniczo może zabrzmiało, ale nie chodzi tu bynajmniej o rodzaj perswazji samoosobowej, ale krok w przód (w sumie to krok powinien być zawsze do przodu, bo cofać się to nie po mojej myśli), by stać się lepszym w tym, co się robi i jakim się jest. Podobnie myśleli propagatorzy konferencji klimatycznej w Kopenhadze, którzy na pełnej linii stworzyli produkt, bijący wstydem i stający się pośmiewiskiem w oczach świata... Nic na siłę, a z głową (tego im zabrakło, moim skromnym zdaniem).

Przykładowo realizując pewne zadanie dostajesz zestaw narzędzi, by je wykorzystać i efektywnie (efektownie nie jest zawsze mile widziane, bardziej pasuje tu słowo rozsądnie) wykorzystać (w przeciwieństwie do osobników, którzy zachcianek jednej osoby wykorzystali do najbardziej zuchwałej kradzieży w powojennej historii Polski - napisu-symbolu...). W tym celu planujesz czynności i obierasz strategię działania. Po kolei i dokładnie realizujesz kolejne etapy zadania, spoglądając na następne szczegóły wykonywanej pracy. Musisz liczyć się z nieprzewidywanymi czynnikami hamującymi postępy prac (zupełnie tak jak przy budowie polskich autostrad), dając sobie dystans w terminie zakończenia 'projektu'. Wgryza się wtedy niechęć, a brak wiary w siebie działają destrukcyjnie na pozytywne fazy myślenia. Jednak można to myślenie odwrócić, nadając mu inny charakter: to już coraz bliżej, koniec już niedaleko, etap po etapie będzie łatwiej już teraz... Właściwie takie myślenie najbardziej dobitnie świadczy o nowatorskim i motywacyjnym podejściu do sprawy.

Czy tak w rzeczywistości ten mały, w zasadzie prosty schemat, można wpisać w realizm sytuacji? Trudno czasem tak myśleć, ale warto się kontrolować i mieć rękę na pulsie, nawet kosztem większych zysków, ale spokojnej i asekuracyjnej postawy. Dystans to dobry wyznacznik poprzedniego zdania. Schematy życiowej psychologii do zastosowania... zrealizowania... od teraz, od zawsze...
 

sobota, 19 grudnia 2009

Saab ofiarą kryzysu


Szok! Tak poważna marka jak szwedzki Saab przejdzie definitywnie do historii. Niewiarygodne, ale niestety prawdziwe. Samochody lekko niszowe, ale komfortowe bez cienia wątpliwości, z ergonomicznymi kokpitami wzorowanymi na samolotowe, z dużą ilością drewna i doładowanymi jednostkami napędowymi. Jak widać, kryzys nie oszczędził tej marki, pogrążając ją w kłopotach finansowych, skutkiem czego prowadzono rozmowy z kilkoma poważnymi inwestorami, nie mające jednak finalnego odbicia finansowego. General Motors (właściciel Saaba) likwiduje markę, pomagając doprowadzić wszelkie formalności i wierzytelności finansowe względem banków do szczęśliwego finału. Ciekawa historia zamyka się jak sejf, w którym zawarte zostaną milowe punkty zwrotne w istnieniu marki oraz wspomnienia wielu właścicieli 4 kółek szwedzkiego outsidera. Saab to już historia naszej rzeczywistości, która pędzi dalej z nowymi wnioskami...
 

piątek, 18 grudnia 2009

Merida do XC

Od kilku lat szperam i śledzę rynek hardtail'i do XC. Co nowy sezon, tym ciekawsze oferty. Dla rowerowych koncernów już teraz rozpoczął się marketingowo sezon 2010. Nie mogło więc zabraknąć wizyty w jakże zacnym gronie górali wprost z Tajwanu, opatrzonych znaczkiem Meridy.

Nie zrażajmy się produkcją 'made in Taiwan', bo to jedne z najlepszych dwukołowych pojazdów, stawianych na równej szali ze Spec'ami, Gary Fischer'ami czy też Trek'ami. Merida produkuje rocznie 1,2 mln rowerów łącznie, na tym sprzęcie startują i ścigają się poważne grupy zawodowe, elita mężczyzn jak i kobiet. Hardtail'e zawsze były najmocniejszym punktem ofertowym marki, przy czym w ostatnim czasie wysiłki inżynierów skupiły się wokół all-mountain (AM), gdzie każde ugięcie ramy testowane jest i mierzone specjalistycznym sprzętem do badania ugięć i rozkładu sił elementu. Efekt widać w produkcji karbonowych cacek... Ale nie tylko karbon jest istotny i dostępny dla każdego, dlatego tańszym sposobem jest produkcja ram z aluminium w technologii hydroformingu (HFS). Elementy formuje się pod wysokim ciśnieniem za pomocą wyciskanego oleju w negatywie stalowym, nadając im kolisty, uwypuklony i indywidualny kształt. Technologia ta pozwala uzyskać odpowiednią grubość ścian, zindywidualizowany kształt, który może być dowolnie kształtowany wedle potrzeb i unikalności konstrukcji, przez co możliwa jest redukcja masy elementów, co jest istotne na poziomie przynajmniej "zahaczającym" o wyczynowy. Hydroforming jest technologią dopracowywaną i optymalną pod względem cenowym jak i jakościowym w stosunku do oferowanych na rynku rowerów produkowanych w różnych technologiach. Karbon jest lekki i wytrzymały, ale drogi i mało odporny na niespodziewane siły (np. skok przy 50 km/h przez rów na kamień). Aluminium TFS (mechaniczne formowanie elementów) tanie, ale ostatecznie ramy są ciężkie. Stal to już archaizm, stosowany w zjazdówkach ze względu na masę i wytrzymałość spawów.

Merida 2010 pozytywnie patrzy stylistyką i ofertą porządnych hardtail'i (...i nie tylko). Warto przyjrzeć się jej bliżej. Modele z sezonu 2009 przeszły facelifting, jedne poddano tuningowi, przybyły też nowe wersje. Znajdziemy karbonowe cuda jak i modele na wspomnianych ramach HFS. Idealne do wyścigowego i dynamicznego przemieszczania się :) Świetna geometria i wygląd poważnie spoglądają na przyszłych nabywców - amatorów i zapaleńców mocnych wrażeń. Godne uwagi są hardtail'e z osprzętem SLX wzwyż. Oczywiście im wyżej, tym mięśniom lżej, ale i portfel zrobi się lżejszy... Dlatego wybór musi być przemyślany, bo w tej ofercie nietrudno wyjść ze sklepu z niczym. Mocne i konkretne wejście Meridy w sezon 2010, godne sześciu gwiazdek na sześć możliwych.


 

Zimoatak

Jeden dzień wystarczył, by zmienić krajobrazy i codziennie oglądane pejzaże. Biało i zimno, do tego przenikliwie po dziurki w nosie. Pora nieprzyjemna i ciężko znośna, ale żyć trzeba, spoglądając inaczej na pokonywane dziennie kilometry. Z utęsknieniem czekam na dni z zachodzącym słońcem przy 20-stopniowej aurze, w krótkich rękawkach i długich dniach w całodobowym cyklu... Już niedługo, dziennego czasu przybywać będzie, już niedługo, ciepłe dni... to już coraz bliżej (lepiej z takim nastawieniem spoglądać na teraźniejszość), choć cierpliwie trzeba znieść trudny i dokuczliwy zimowy stan. Nic dziwnego, że myśli błądzą gdzieś po plażach południowych wysp, wśród palm i śródziemnomorskiego wiatru. A gdyby tak rzeczywiście tam być i zrobić taki myślowy flashback do naszych obecnych warunków... pobożne życzenia ;) Życzenia jak marzenia, są po to, by je spełniać. Ja to wiem.
 

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Poniedziałek inny

Jak w każdy poniedziałek, mina niewesoła, głowa wczorajsza, albo jeszcze sobotnia, droga do pracy... no właśnie. Dziwny ten dzień...

Niby nie tak łatwo i prosto pogadać można czasem z osobami, których nie darzę zbytnią sympatią, a tu proszę, aż siebie zaskoczyłem... Dziwne. Co poniektórzy zaskoczyli mnie swoją postawą i wypowiedziami na różne tematy... Demokratyczna tolerancja i wyrozumiałość to poznać zdanie drugiej osoby i nie mieszać się w jej poglądy, swoje i tak można zawsze pomyśleć. Sympatycznie.

Po skończonej pracy wnioski i zmiana klimatów, na relaksujące i miłe :)
 

niedziela, 13 grudnia 2009

Wilkommen in W...

Podróż w europejskie miasto - stare, tradycyjne, a nowoczesne - zapisała się jako guru mijającego weekendu; coś w rodzaju inspirującej i zachwycającej eskapady po centrum rozświetlonych świątecznym blaskiem ulic tego urzekającego miasta... Dodam, że rozpalonego jarmarkowym klimatem. Infrastrukturalnie pomysły i rozwiązania we współgrającej bezpośredniej konfrontacji, czy tak nie mogłoby też być u nas? Z przekąsem stwierdzić można, że chyba nie ten adres. Niewyspany, ale zrelaksowany, z miłymi wspomnieniami, z zatraconą rachubą czasu w drodze powrotnej, bo tak ciekawą :) Doceniam. Czas.
 

środa, 9 grudnia 2009

Restyling

Odstraszył rywali i nadal ich straszy. Sprzedaje się bez zarzutu. Uderzył w umysły najbardziej wyrafinowanych speców od księgowości i marketingu w konkurencyjnych markach, tak, że musieli zrewidować swoje plany i cele odnośnie sprzedaży, przyspieszając prezentacje nowych modeli. W chwili premiery zareklamował się w taki sposób, że można o nim powiedzieć: "sam się sprzedał" (ale nie jak prostytutka). Dokonał odwrotu finansowego pikując w górę budżet marki poważnie. Co w nim takiego jest? Uniwersalizm idący w parze z wygodą i niepowtarzalnością. Teraz jest bardziej uniezależniony oddając pokłon w stronę bliźniaczej marki Infiniti. Odsłona w ostatnich dniach pokazała nową, odświeżoną jego twarz... Mr Nissan Qashqai 2010.

Nie zmienia się tego, co dobre. W Nissanie myślą inaczej. Podobnie jak w VW było z modelem Golf V, kiedy zastępowała go VI generacja, tak japońscy specjaliści uważają podobnie wzorem niemieckiego producenta. Czy to trafiona polityka? Czas pokaże, ale już teraz można śmiało powiedzieć, że jeszcze bardziej zdynamizuje to sprzedaż Qashqai'a. Taki niepozorny, początkowo bez wyrazu, ale po dokładniejszym rekonesansie zaczyna się owocna dyskusja na temat przemyślanych rozwiązań. Tak na marginesie, dedykacja na polskie drogi. Silniki rodem z Renault, turbodoładowane i wolnossące, aż chce się rzucić im szóstkę i czuć satysfakcję ze stateczności i zachowania pojazdu na drodze, słuchając kawałków Andrzeja Piasecznego dla niepoznaki. Pierwsze skojarzenie po zapoznaniu się z twarzą odmłodzonego Qashqai'a: jakiś znajomy ten wygląd... Baraszkując myślami w różnych SUV'ach, docierasz do serii FX od Infiniti i jesteś w domu...


 

wtorek, 8 grudnia 2009

Grejfrut

Grejfrut na kolację? Jak najbardziej, tylko że czerwony. 33 kcal w 100 gramach owocu, choć 90% jego masy stanowi woda. Dietetyczny i wartościowy. Wymiata jak każdy cytrus witaminą C (56%), co zwłaszcza przydatne jest w jesienno-zimowym repasażu pogodowym. Dodatkowo posiada prawie cały zestaw witamin grupy B i pojedyncze pierwiastki, łącznie z wapniem, cynkiem i magnezem. Wnioski nasuwają się same: dobry na zdrową cerę i ogólną "świeżość" organizmu. Pomaga zwalczyć wolne rodniki będące skutkiem działań kancerogennych. No to co, po grejfrucie?

niedziela, 6 grudnia 2009

10 km z bicza

Ponad 400-stu ludzi. Wszyscy zajęci rozgrzewką, by nie zmarznąć w oczekiwaniu na wystrzał. Piff paff... Przejmująca cisza spowita odgłosem setek uderzeń butów o asfaltowe powierzchnie. Zapach powerade'ów, bananów i widok kolorowych kawalkad biegaczy. Coś w tym jest, że mnie wciąga i motywuje, można się w tym zakochać, oczywiście nie tak, jak w dziewczynie, ale działa jak motywator.

Zacząć gdzieś z tyłu to dobrze; wyprzedza się ludzi, a nie jest się wyprzedzanym. Z drugiej strony możliwość osiągnięcia lepszego wyniku jest ograniczona faktem wyprzedzania innych osób. Odgłos odbijanych podeszw ciągnie się jak tętent. Oddech coraz bardziej słyszalny. Każdy uczestnik masowego biegu pisze swoją historię startu, ma swoje cele i dąży do ich realizacji.

Dzisiejszy bieg w moim wykonaniu to zaskoczenie w pełnym wymiarze. Zamiar: sprawdzenie aktualnej dyspozycji, efekt: wyprzedzenie siebie na pełnej linii. Czas poniżej zakładanego w najlepszym przypadku jest nie do osiągnięcia przeze mnie w normalnym treningu. Zaskoczenie, takie pozytywne i mocno kręcące, mocny finisz. To naprawdę ja... ? Po chwili dotarło, że tak ;) Jeszcze w życiu nie miałem tak mocno rozciągniętego sezonu, zwłaszcza z porządnym akcentem na koniec. Teraz roztrenowanie i czas na inne formy sportu.
 

sobota, 5 grudnia 2009

Bon voyage

Biurko, komp, nudy. Sobota południe w pracy. Ale nie o tym myślę... Za tydzień (jak i przed tygodniem o tej porze) czeka mnie podróż w inspirujące, a zarazem intrygujące miejsce. Sobotnie analogie? Wiele ich się znajdzie, spust migawki nieraz się uaktywni, a oko spojrzy na niejeden obiekt z sentymentem i pietyzmem. Takie smaczki... chwilowo myślowe, do zrealizowania :)
 

czwartek, 3 grudnia 2009

Proteinowe paliwo

Kolacja po treningu. Co tu wrzucić na przysłowiowy ruszt? ...a trzeba się liczyć z dietą, co w moim przypadku stało się nawykiem. I dobrze. Jednak to dalej nie zmienia faktu, że dobre odżywianie się w przypadku treningów (i nie tylko) to podstawa, a więc do dzieła.

Komponenty:
- torebka ryżu długoziarnistego (100 g)
- kiwi
- banan
- pomarańcza
- jabłko (preferowane smakowo odmiany to Gala, Champion)
- szczypta syropu malinowego.

Ryż ugotować al dente wedle zaleceń producenta, owoce pokroić i zmieszać ze sobą. Po ugotowaniu ryżu dodać go do mieszanki owoców (chyba, że już się nic nie obstało, bo tak zachęcająco wyglądało ;) ). Wymieszać, doprawić syropem (może być malinowym lub porzeczkowym) wedle uznania i rozkoszować podniebienie. Mi gusto es!
 

środa, 2 grudnia 2009

Zawracanie

Klient niezdecydowany. Temat jak rzeka. Smęci, zawraca głowę, a jeszcze nie teraz, bo potrzebuje czasu... "Dobra, przyjdę jutro, ale niech mi pan zarezerwuje" - żądania bez przygotowania. Tak to trzeba nazwać, z kolei ktoś dobrze stwierdził, że to - za przeproszeniem - zawracanie dupy. Nie chodzi tu o chęć poznania oferty, ale niezdecydowanie i zwodzenie, by w końcu powiedzieć NIE. Cóż, nie tylko mnie tacy ludzie denerwują, opowiadacze i bajeranci. Zastanawiające, ile czasu są w stanie poświęcić na takie 'podchody'. Może jeszcze to, tamto w gratisie, albo rabacik i to w sumie, tak będzie najlepiej. "To co, spisujemy umowę?" - brzmi moje pytanie. "Nie, jeszcze nie teraz" - odpowiada gościu, po czym ja dodaję: "Ale powiedział pan, że jest pan zdecydowany... - No tak, ale jeszcze nie teraz" - odpowiedź szczera i rozbrajająca. Facetowi brakuje odwagi najwyraźniej, bo mnie na jego miejscu byłoby szkoda czasu (szczerze), który wolałbym poświęcić na coś innego, albo jeszcze lepiej, komuś innemu. Takie są chyba uroki pracy z ludźmi, choć nie powiem, wesoło ;) Milczenie z uśmiechem jako komentarz jest chyba jak najbardziej wskazany w takich sytuacjach.
 

wtorek, 1 grudnia 2009

Soft trance

Zmysłowe przejścia, trance'owy rytm, wysublimowane brzmienia wokali i melodii, budujący i odprężający nastrój... Takie tune'y słucham dość często, za takimi przepadam, takie mnie relaksują :)

Arnej - The Beauty That Lies Behind Those Green Eyes (Opus Outro Mix)


Parker & Hanson - Aim High, Shoot Low

 

niedziela, 29 listopada 2009

Po evencie

Wspomnienia to najpiękniejsze, co nam pozostaje. Event, który przerasta dotychczasowe edycje i wprowadza nowe spojrzenia na twórczość artysty. Coraz dojrzalsze, subtelniejsze i smakowite podanie treści, a to cieszy. "I think, that you and we are the chosen ones" - tak zabrzmiały słowa wypowiedziane wprost do klubowej "wiary". I poszły live act'y, gitarka, klawisze, bębenki i perkusja. Piękne momenty, emocje, których nie da się opisać, aż ciarki przechodziły, ale takie przyjemne... Zobaczyć coś, czego się słucha prawie co dnia, ogląda nieraz w tv, poznać spektrum i przyszłą ścieżkę rozwoju muzycznego gościa... Till I come...
 

piątek, 27 listopada 2009

Weekend spot

Andrzejkowo, inaczej niż zwykle.
Sobota wolna, podróż... magicznie się zacznie.
"Znów tam wrócę, znów porzucę,
monotonię codzienności,
dla chwil nut świetności!
Takie życie, taki klimat,
efektowne una prima.
Przyjdzie, ugości, środek Polski,
ścisłe centrum... Wielkopolski.
I wspomnienia znów powrócą,
nowe chwile w pamięć wpiszą,
piękne miejsca czas ukrócą,
z głębi serca brzmień usłyszą."

 

wtorek, 24 listopada 2009

R jak relax

Po dniu dziwnym i lekko "rozmontowanym", ciekawy i niespodziewany relax. Taki konkretny, jak wypłata menadżera w firmie fonograficznej ;) Doceniam to i szanuję, rozerwanie myśli plus riposta do monotonnego, czasem nudnego siedzenia w pracy. Nie dość, że coś pokrzyżuje człowiekowi plany i spowoduje odwrót dotychczasowego myślenia, wskazana jest recepta szczerej rozmowy, takiej bez ściemy i podwójnego dna (jak to ponoć w polskich obywatelach jest zakorzenione - nie trzeba na to źródła ani dowodu), a to pomaga spojrzeć na wiele rzeczy z innej perspektywy. Zastanawiające jak skuteczne. Intrygujące, ale prawdziwe, naturalne, od tak... po prostu. Chyba się starzeję szybciej, niż metryka wskazuje ;)
 

poniedziałek, 23 listopada 2009

Geny Type-R'a

Samochód, który nie dostarcza przyjemności z jazdy,
nie jest prawdziwym samochodem.
Soichiro Honda

Wyrzeźbiony jak brzytwą-nożem od harakiri. Ostre, japońskie spojrzenie daje do zrozumienia prawdziwy charakter i kreśli preferencje samochodu. Zaznaczone linie nadwozia i niecodzienny dizajn współgrają doskonale z proporcjami wielkości i sylwetki całkowitej bryły pojazdu. Choć nie jest limitowanym Type-R'em, potrafi również przyspieszyć tętno jak brzmienie wydechu mocniejszego brata. Oko nie błądzi po kątach w razie wizualnego kontaktu w ruchu... Chyba główny stylista został epokowym wizjonerem, popijając mocne espresso i oglądając Gwiezdne Wojny w wolnych chwilach, idąc odważnie i pewnie w stronę ostrych cięć i dynamiki bryły. Nie sposób odmówić mu polotu i inwencji, podkreślając indywidualny charakter finalnego produktu. Ostatecznie więc powstał Type-S, Civic Type-S. Trafiona w gusta idea, nie podlegający dyskusji futuryzm i poprawione detale w stosunku do wcześniejszej wersji, to musi intrygować (w pozytywnym znaczeniu) i podniecać.

Wnętrze też nietuzinkowe. Statek kosmiczny jako inspiracja, Star Trek jako drzwi wejściowe, kokpit myśliwca jako nuta smaczku i ostrości, coś jak tabasco w sosie meksykańskim. Inhalacja wizjonerskim spojrzeniem deski rozdzielczej już na wejściu.

No cóż, czas uruchomić tego gościa. Engine start i wszystko jasne. Pod maską 2,2 i-CTDi, wg mnie najlepsza propozycja do tego samochodu: oszczędnie, dynamicznie, nowocześnie i satysfakcja pełną parą. To musi być Honda - pomyślisz krótko - chcesz ją mieć już od pierwszych zdjęć, tak w ciemno, jak mocno schłodzone piwko w upalny czas. No może nie zawsze ;) Honda proponuje dodatkowo opcję i-SHIFT, czyli zmianę przełożeń z kierownicy za pomocą łopatek, rodem z Porsche. Extras jak deser po romantycznej kolacji... Wybierz jeszcze kolor, a odda on rzeczywisty charakter właściciela i podkreśli linie nadwozia. Bogate wyposażenie seryjne dopełnia całości i celuje w komfort oraz wymagania przyszłych posiadaczy. Przyciski w zasięgu rąk kierowcy, choć dla niektórych mało ergonomiczne, wymagają przyzwyczajenia. Szeroko otwierane drzwi... to już należy samemu zinterpretować, podobnie z tylnym spojlerem umieszczonym na tylnej szybie. Indywidualizm kosztuje, ale tutaj widziałbym pole do poprawy. Reszta zabrnęła w dobrą stronę, łącznie z wyglądem przedniego grilla i reflektorów. Geny topowej wersji Civica są jak najbardziej na miejscu. Nie trzeba tłumaczyć, że lista akcesoriów pozwala "uosobnić" pojazd nadając mu indywidualny charakter, dodając pazurów, a czasami delikatnego animuszu.

Wniosek... Gorący, ale gustowny i przemyślany koktajl futuryzmu, "niebieskiego lasera" i dynamiki. Może czasem za cenę praktyczności, jednak styl nietuzinkowy i wyborny. Taka japońska strzała wymierzona w ambitne gusta przyszłych właścicieli. Honda z dieslem? Kiedyś nie do pomyślenia, dziś oczywiste jak wzór w matematyce, taki na idealne proporcje i trójkątne motywy w karoserii...


 

niedziela, 22 listopada 2009

Nastrój +

Dziś mogę śmiało powiedzieć: dzień na duży plus. Jak w pogodzie (niebanalnej przecież jak na tą porę roku), tak w samopoczuciu jak i pozytywnej energii. Dobrze jest spojrzeć w przybliżeniu (dosłownie) i przekonać się samemu o porządnym treningu na świeżym powietrzu, który działa jak aerozol pozytywnych wibracji myśli i pomysłów. Nietuzinkowa trasa, nowe rejony, podbiegi i zakręty. Wymarzony aerobowy sprawdzian obecnej formy. Dostajesz pakiet listopadowych promieni, znajdujesz konkretne przestrzenie do nabicia kilometrów, czego więcej trzeba do naładowania witalnych akumulatorów... ?

Cóż, można jeszcze odbyć szczerą konwersację. Wydaje się coś oczywiste, a tak nie jest. Czas o tym podyskutować, rzucić temat na ławę i poznać prawdziwe zdanie. Doceniam to najbardziej. Zdecydowany plus. Jak izotonik na zawodach ;) No i uśmiech gwarantowany :)

Pointą tego posta może być stwierdzenie, że wolny czas trzeba też odpowiednio wykorzystać; docenić go, jak kogoś wyjątkowego, sprostać mu jak poważnemu zadaniu, ale na luzie i z humorem, czasem podbiegając pod góry pytań i wątpliwości, by dogonić myśli i poznać konstruktywne opinie i wnioski. To jest bezcenne, a przecież takie naturalne, jednak nie zawsze przychodzi z łatwością i prawdziwością chwili.
 

piątek, 20 listopada 2009

Cervélo

Zawodowy team w kolarskim peletonie, najlepsze rowery na świecie (taki cel i wizja firmy), czyste karty i profesjonalne podejście do wyczynowego sportu. Na imię mu Cervélo TestTeam, pochodzenie: Kanada.

W 1995 roku wśród klonowych liści powstała mała firma założona przez 2 inżynierów, którzy zapragnęli zbudować i urzeczywistnić projekt profesjonalnego roweru wyczynowego na szosy i tory. Początkowo podstawowym budulcem było aluminium oraz karbon. Rowery sprawdzały się głównie w triathlonie i tak jest do dziś. Jednakże kilka lat temu Cervélo dokonało ekspansji do świata kolarskich szos. Idea, jaka przyświecała tej inwestycji nie skupiała się wokół presji osiągnięć sportowych, a służyła testom i opiniom na temat technologii i rozwiązań zastosowanych w rowerach. Osiągnięcia sportowe to tło właściwej idei istnienia team'u, dlatego też ściganie się w ekipie Cervélo traktowane jest na sportowym luzie, ale konsekwentnie. Starty w największych pętlach kolarskich oznaczają uznanie i prestiż w kolarskim światku. Team jak na razie czysty od dopingowych obciążeń, z poważnymi nazwiskami, ambitnie pretenduje do najwyższych pozycji ;) Działa jak dobra, naoliwiona maszyna, z niezwykłą precyzją i pasją do budowania karbonowych, roboczych koni. Mój faworyt na przyszły sezon.


 

czwartek, 19 listopada 2009

Jak to zwykle

Z nadejściem nowego roku, nowe propozycje odnośnie cen energii, gazu i paliw. Jak to zwykle bywa, wyższe. Nie dziwi więc fakt, że ukryte w paliwie różnej maści podatki są dobrym "zalepiaczem" budżetowej dziury. Skąd można zyskać najwięcej? No przecież powiększa się grono kierowców korzystających z oleju napędowego jako bardziej ekonomicznego paliwa pochodzenia ropy naftowej. Uderz w stół, a nożyce się otworzą... czyli na dzień dobry w nowym roku dostaniemy jakże miłą informację, kiedy pójdziemy po bułki do sklepu. Tak, takie tradycyjne, smaczne bułki też to odczują, a w zasadzie my, zjadając i gryząc je codziennie... choć zapewne bardziej zgryzie nas upgrade cen na pozostałych półkach z żarciem. Galop zwyżkujących cen jest raczej nieunikniony zdaniem naszych szanownych polityków z zawodu. Oby tak czasem pomyśleć w inny sposób o łatach okołobudżetowych i zacząć oszczędzać poprzez umiejętne gospodarowanie wspólnym dobrem... Czas pomyśleć, najwyższy czas.
 

poniedziałek, 16 listopada 2009

Dzień od tak!

Jak w tytule posta. Na dzień dobry, od budzika, od pierwszych minut w pracy, odlotowy poniedziałek ;) Aż mi się nie chce wierzyć, że tak łatwo i luźno się efektywnie dziś pracowało, a przecież to... poniedziałek (najgorszy dzień dla pracujących). Dobrych wieści czas nadszedł, po nijakich, a nawet dołujących dniach odwrót i skok jak giełdowa hossa. Wieczór kontynuacja... i te spojrzenia ;) Niech limit pozytywnej energii nie wyczerpuje się nigdy, jak worek dobrych i krzepiących informacji dzisiaj. Zakręcony i odlotowy ten dzień - opisano kryptonimem PN 16. To be continued...
 

niedziela, 15 listopada 2009

Earth photo

Eksploracja form natury i pięknych miejsc z całego świata, ciekawe i zakręcone fotografie oraz reportaż zdjęciowy z tradycyjnych, a może nie dostrzeganych regionów... pytasz gdzie? Odsyłam do TREKEARTH. Mam słabość do urzekających fotografii (przyznaję się), a wynika to z mojego podejścia do piękna natury ;)


 

sobota, 14 listopada 2009

Ogólnie... nijak

"Najpierw jeden pieróg, później drugi, a za chwilę... cała pierogarnia."
Och, jaki trafny cytat. Przychodzi taki dzień, kiedy człowiek zmęczony potrzebuje odpoczynku i relaksu. Już gotowy powitać weekend, w trochę dołującym nastroju, ale z nadzieją na regenerację sił, dostaje informację, że jeszcze jedna sprawa do wykonania. Tu telefon, tu siamto, a owoce zmęczenia zbiera nie kto inny, jak ja sam. Jakby tego było mało, przychodzi niespodzianka komunikacyjna i burzy plan wieczoru. Bezsilność i irytacja wgryzają się w mózgowe komórki, ale wytrwałość i życiowy optymizm nie pozwalają na odrobinę frustracji. Później jednak kolejne "miłe" informacje w stylu "sorki, ale nie" ze strony znajomych... i nie tylko... Nie zabrakło również sygnałów z firmy w ten jakże piękny, sobotni dzień (pod względem pogody tak). Nie wypada nie odebrać, bo będą burzowe klimaty na powitanie następnego roboczego tygodnia. Spokój i opanowanie to moje dobre i czyste karty, którymi staram się posługiwać zawsze i wszędzie (taki as w rękawie, choć nie zawsze wiadomo w którym - to tak na marginesie ;P ). No i cóż mogę rzec w takiej sytuacji? Oby nie wistować ponad swoje siły... Czasem lepiej nic nie mówić, a przemilczenie spowoduje powstanie czasu do przemyśleń i konstruktywnych wniosków. Tyle.
 

piątek, 13 listopada 2009

2012


O zagładzie ludzkości, cywilizacji i człowieczeństwa, stopniowo i emocjonalnie... Po premierze 2012 na ekranach kin, nie mogło mnie zabraknąć na tym filmie. Dawka efektów i ekranizacja wyobrażeń o końcu świata, zrobiła duże wrażenie i przyciągnęła do kinowych czeluści rzesze spragnionych wrażeń widzów. Wśród nich byłem ja, spodziewający się ciekawych, a nawet irracjonalnych scen. Mieszanka akcji, science fiction, czasem nawet obyczajowości to taki mały przepis na megaprodukcję, ale na pewno efektowny. Różne opinie, różne relacje, jak dla mnie dawka porządnego, nowoczesnego kina. Godny polecenia scenariusz i fabuła warta przeżytych emocji oraz chwil w napięciu. Wniosek po filmie pozostaje jeden: oby nigdy taki scenariusz nie doczekał się rzeczywistości...
 

środa, 11 listopada 2009

Independence day

Tak po 'ichniemu' nazwaliby dzień niepodległości. Najważniejsze (jak dla mnie) to wolny czas na odrobienie zaległości sennych i relax pełną gębą... bo cóż tu począć, jak pogoda za oknem serwuje żabami jak ze zbiornika retencyjnego...

Po ciekawych klimatach wieczornych to dobry czas na regenerację sił. Wolne od pracy, wolne od bieganiny międzypapierowej, klimaty typu umysłowy luzik i przemyślenia co do następnych dni. Czasami najdą mnie myśli typu, czego człowiek właściwie w życiu szuka, a co znajduje, to odrębny temat. Pytać się należy, bo zawsze jest jakaś odpowiedź, może niekiedy mniej budująca, ale istnieje... Tak, jak istnieje dziura budżetowa, jak istnieje Kabaret Moralnego Niepokoju, czy koła w samochodzie, tak można rzec aksjomatycznie, istnieją pytania o życiowe, najważniejsze punkty. Jak zawsze, skupienie się na najbliższych dniach i zadaniach jest celem, który trzeba zrealizować najlepiej jak się potrafi (ot, taka psychika sportowców się przydaje) - z takiego założenia wychodzę, ale nie trzymam się ich sztywno jak Mussolini. Co ma być, to będzie, ale można na to zawsze wpłynąć w znaczący sposób. Dążenie do celu, ale nie ślepe, popłaca i się opłaca. Prawdziwe i szczere.
 

poniedziałek, 9 listopada 2009

Czas

Co by nie powiedzieć, wszystko odnosi się do czasu. Tak epicko, futurystycznie, albo też po prostu życiowo. Czas nie wybacza błędów, jest nieunikniony, a nawet przerażający. Dziś nauczyłem się na błędach: bezmyślnych i głupich. Przychodzą takie momenty, że nie potrafisz utrzymać w ryzach obowiązków, przychodzi sprostowanie... czasem bolesne. Głowa gdzieś cząstkowo jeszcze na imprezie, jeszcze w śnie, a tu rzeczywistość prostująca, czasem denerwująca. Schrzanisz sprawę, naprawiasz, jednak naprawa bywa jedynie prowizorką. Musisz z tym żyć, gdyż grunt to przyznać się do własnych błędów, a nawet się z nich pośmiać :)

Wnioski po pracy były, czas na... no właśnie CZAS... na weekendowe wnioski. Co nieco zawiera już poprzedni post, teraz wypada stwierdzić, czy naprawdę bycie sobą w różnych sytuacjach popłaca. Jestem zdania, że nie obchodzi mnie to :) Brutalnie, taka umysłowa wrzutka... w oceanie czasu.
 

niedziela, 8 listopada 2009

Klubowe rotacje

// Krótko...
Wcześniejsze przypuszczenia sprawdziły się. Weekend... mignął jak migawka aparatu. Szybkie to życie, czasem intensywne...

// Klimat...
Przychodzi sobota wieczór. Zabawa w dobrym klubie, taniec i renowacja sił witalnych. Rotacja beat'ów miesza się ze spotkaniami i wymianą zdań ze znajomymi. Atmosfera gorąca, parkiet nabity ludźmi i mnóstwo różnych twarzy, czasem dziwnie spoglądających. Wszystko jest na swoim miejscu, ręce też (przynajmniej w moim przypadku ;) ), co u niektórych jest niekontrolowane... Osobiście uwielbiam taniec i nie jestem jakimś fanatykiem profesjonalnych choreografii tanecznych w klubie, ale też nie miotam się, byle przetrwać ;) Zasada, którą się zawsze kieruję, to bycie sobą w każdej sytuacji. W tańcu też. Doceniam, jeśli ktoś to zauważa i nie wytyka mi palcem, czemu się nie bawię jak szanowny obywatel obok... zwykle podchmielony. Z drugiej strony nie byłbym sobą, gdybym próbował się upodobnić zachowaniem do niego. Nie mam też behawiorystycznego alibi, ale odrobina szaleństwa nie zaszkodzi. Oczywiście wszystko ma swoje granice, tego się trzymam.

// Muzyka...
Co w klubie wychodzi z mixera do kolumn, zależy od rodzaju i charakteru klubu. Wypada, że szanujący się klub zapoda różnymi stylami, lubianymi przeważnie przez wszystkich. Z reguły kto przychodzi z zamiarem dobrej zabawy, zatańczy przy każdej muzyce i z tym się liczy. Znajdzie się mieszanka popu i house'u, czarne klimaty rodem zza oceanu oraz wymiatacze parkietów, czyli klasyki sprzed wielu lat. Osobiście zawsze mam ochotę na odrobinę lat 80. czy 90., przypominają mi... moje dzieciństwo i udowadniają nieśmiertelność swoimi nutami :) To są najlepsze momenty, kiedy możesz zapomnieć o szarej codzienności i w rytm muzycznych rotacji dajesz ponieść się ruchom ciała, patrząc na zadowolone i uśmiechnięte twarze znajomych. Trzeba odbić cały, zwykle monotonny tydzień, a muzyczne party temu służy jak najbardziej.

// Otoczka...
Jaki czas, taki wystrój; nadaje on odpowiedni klimat miejscu zabawy. Przychodzisz w to miejsce kolejny raz, ...i czujesz się inaczej. Już jest inny klimacik niż przed tygodniem, po części inni ludzie, ale ekipa w podobnym składzie i zabawa rusza ponownie. Z innej beczki, często jest za gorąco (jak dla mnie) pod względem ciepłoty w klubie, a nie jestem przecież zimnokrwisty ;) Nie da się ukryć, że ilość ludzi także swoje robi.

// Komentarz...
Co dobre, szybko się kończy. W wypadku miłego towarzystwa, obiecuję sobie, by nigdy w ten sposób nie pomyśleć, a pielęgnować znajomość. Doceniam to.
 

piątek, 6 listopada 2009

Weekend czeka

Właściwie to już dziś. Nie, w moim przypadku sobota pracująca. Więc nie dziś. Jutro będę mógł powiedzieć, że nadszedł ten czas, odreagowania i zabawy po całym tygodniu. Szkoda, że będzie taki krótki, ...i mignie jak TGV we Francji. Lepsze TGV niż PKP ;) Bez dwóch zdań...
 

czwartek, 5 listopada 2009

Zielona inwazja

Intensywny, ale soczysty, naturalny i pociągający. Barwa w odcieniu wiosennym, świeżym; taki zielony fresh. Zastanawiające, że ludzie upodabniają wiele rzeczy podkreślając ich indywidualność... najbardziej naturalnym kolorem. Taki roślinny, analogiczny wręcz z młodymi, rozwijającymi się pędami drzew.

Ostatnio stwierdziłem, że coraz więcej indywidualności kolorystycznej można spotkać na co dzień. Szczególny taki kolor to młoda zieleń, zawsze urzekająca i naturalna. Dziś wystarczy odpowiedni pigment, by podkreślić "naturalność" pewnych rzeczy. Poniżej zestawienie, w których odnaleźć można analogie zielonej inwazji.


Renault Clio w kolorze "Jasna Zieleń" nie jest tu przypadkiem. Właśnie w tym kolorze sprzedaje się dużo tych pojazdów. Podobnie jest z Focusem RS, choć należy on do bardziej niszowych fur.

Pigment, który inspiruje i uspokaja. Świeża zieleń z polotem naturalności. Czy tak powinny "świecić" karoserie czterokołowych cacek?
 

środa, 4 listopada 2009

Spaghetti dk'a

Napadło mnie coś, by zrobić sobie porządną kolację. Walka z monotonią i rutyną dnia, czy co? Może i tak, jednak najważniejszy jest relaks po pracy, sama chwila jedzenia i delektowanie się reakcjami podniebienia. Mój przepis na udaną kolację, prostą i w miarę szybko wykonalną, to spaghetti bolognese z mięsem gulaszowym. Zwał jak zwał, najważniejsze jednak są składniki:
- makaron spaghetti, najlepiej jakiś znany (osobiście preferuję Lubella)
- chude mięso przeznaczone na gulasz
- sos bolognese (skorzystałem z firmy Łowicz)
- może być jeszcze cebulka oraz coś zielonego, np. brokuł lub sałata (oczywiście do dekoracji)
- parmezan
- bazylia i oregano.

Makaron ugotować wedle upodobań. 9-minutowa sesja wystarczy na miękki makaron, krócej może być za twardy. Sos podgrzać, mięso podsmażyć dodając cebulki, bądź zdrowo dodać ją surową do serwowanego sosu. Danie wzbogacić sypiąc je parmezanem, bazylią i oregano. Udekorować zielonymi dodatkami i smacznego :) Jeszcze jedno się przyda... małe piwko. Chyba, że to kolacja we dwoje, to niech sobie każdy dopowie właściwy trunek.
 

wtorek, 3 listopada 2009

Analogia

Nieee. No to nie do wiary.
Nie, to być nie może.
Osiem lat podstawówki, cztery liceum,
...potem pięć bite studiów, dyplom z wyróżnieniem...,
20 lat praktyki... i oto mi płacą, jakby ktoś dał mi w mordę.
Ja pie... k... /zaakcentowane na ostatnie słowa/.
Dzień Świra - Wypłata pensji (2002)

Nie przypadkiem nasuwają się skojarzenia z filmu reżyserii Marka Koterskiego, w którym odtwórcą głównej roli Adasia Miauczyńskiego był Marek Kondrat. Na marginesie, jeden z moich ulubionych filmów (lecz z zepsutym zakończeniem).

Będzie lepiej, ja w to wierzę, bo z natury jestem optymistą. Tego się trzymam, zdecydowanie.
 

poniedziałek, 2 listopada 2009

BMW Power - 10 years in Formula One

Historia sukcesów, dążenia do celu i budowania nowych projektów od podstaw. Podwaliny profesjonalizmu i zdecydowanych, ale przemyślanych kroków. To coś, co mnie zawsze inspirowało w BMW F1 (pod różnymi team'owymi barwami). Prestiż, sukcesy technologiczne i handlowe napędzone przez ogromną machinę marketingu, jaką jest F1, spowodowały, że BMW wyrósł na potęgę sportów motorowych. Każde rozwiązanie testowane na wiele sposobów, badane, dopracowywane, ujeżdżane przez jedne z najszybszych komputerów na świecie (pt. Albert), dosiadane później przez najszybszych kierowców w stawce. Jasne ścieżki awansu i wyznaczone cele, determinowały BMW do śmiałych i konsekwentnych decyzji. W 2006 roku, BMW już jako samodzielny zespół w kawalkadzie ryczących maszyn, dostrzegł talent Roberta Kubicy i dał szansę jego rozwoju. Techniczny i organizacyjny progres zrodził pierwsze sukcesy (i największe jednym słowem) w trakcie całej historii istnienia zespołu BMW Sauber. Niesamowite, ale prawdziwe. Prawdziwa droga na szczyt, trudna, ale zasłużona. Piękny i ciekawy sezon F1 2008 pokazał, na co stać ekipę z Hinwil i Monachium. Niestety, powolny i udany progres na szczyt przyniósł schyłek zwyżkującej formy. Duszący się we własnych błędach i decyzjach zespół przekonał się o tym po fakcie.

Nowy sezon, nowe nadzieje, najlepszy KERS w stawce i... lipa. Taka totalna. Pierwszy wyścig powiał ogromnym optymizmem, co było wynikiem najlepszej strategii i świetnego doboru opon, jednak kolizja na 3 okrążenia przed końcem Grand Prix zniweczyła nadzieje na sukces. Przypadkowe podium Nicka Heidfelda w deszczowej Malezji na torze Sepang w Kuala Lumpur zasiało nutę nadziei i poprawiło humory ekipy. Później nastąpiły wyścigi porażki, które doprowadziły do decyzji o definitywnym wycofaniu się z F1. Wobec tego, działania nad rozwojem bolidu skupiły się na tegorocznej maszynie, przeciwnie do lat ubiegłych, w których to już w połowie sezonu zespół dopracowywał samochód na następny kalendarz F1. Efektem był mały progres w kierunku miejsc punktowanych, a także piękne i zasłużone podium Roberta w Sao Paulo. Piękne to chwile, dla których wierni wyznawcy królowej wyścigów czekali już od dłuższego czasu. Emocji nie brakowało, więc w dobrych nastrojach zespół udał się na swój ostatni, pożegnalny wyścig w F1 pod nazwą BMW Sauber. Abu Dhabi, ekstremalnie drogi i egzotyczny tor okazał się nudnym GP, jednakże ogromnie fascynującym i inspirującym. To niesamowite, co ludzie potrafią zbudować i zaprojektować.

10 lat w F1. Lat suchych i obfitych. Potrzebnych jak psu kość, nawet o tym nie wiedząc, korzystamy na co dzień z rozwiązań, które zadebiutowały w tym zespole i z powodzeniem są stosowane w samochodach, którymi teraz się poruszamy. Jeżeli coś pominąłem, to może niechcący ;) Szkoda, że BMW Sauber to już historia. Aż się łezka w oku kręci, ...i to bynajmniej nie z prędkością bolidu F1.



 

niedziela, 1 listopada 2009

I po weekendzie...

Szkoda, ale pierwszy normalny weekend z wolną sobotą... minął bezpowrotnie. Kolej rzeczy, że co dobre, szybko się kończy. Mam nadzieję, że nie wszystko.

Od jutra odliczanie do następnego... Doceniam wolny czas, ma on coraz większą wartość dla mnie. Krótko, ale prawdziwie.
 

sobota, 31 października 2009

This is it


...a raczej "This would be it". Idea największego koncertu w dziejach ludzkości nie doczekała się realizacji. "King of Pop" zostawił po sobie spuściznę wielkiego dorobku artystycznego i niedokończonego dzieła, jakim miała być seria 50 koncertów w londyńskiej O2 Arena. A jak miało to wszystko wyglądać, przekonać się można oglądając "Michael Jackson - This is it". Materiał filmowy w większości nakręcony podczas prób odbywających się w Staples Center w Los Angeles pokazał, że koncert ten pod względem rozmachu muzycznego, choreograficznego i scenograficznego rozgromiłby wszystkie dotychczasowe, łącznie z koncertami Madonny czy U2.

Film inny niż wszystkie, które oglądałem; zaskoczył mnie przede wszystkim profesjonalizm w każdym calu (dopracowywany podczas prób, bo od tego są próby ;) , jak mówił sam Michael), idee pokazywane wraz z akcją przy wielu utworach i ilość ludzi pracująca podczas przygotowań. Coś niesamowitego, taki revolution w dotychczasowym moim spojrzeniu na koncerty live różnych artystów. Oglądając ten film, czułem się jakbym był uczestnikiem tego koncertu, tym bardziej, że większość kawałków była w tradycyjnej aranżacji (mojej ulubionej z resztą). Naładowałem dzięki niemu własne, witalne baterie. Był to solidny i zasłużony odpoczynek po ciężkim tygodniu. A poczułem się tak nie tylko za sprawą filmu ;) ...
 

wtorek, 27 października 2009

W bambuko...

Nawet najbardziej obiecujący klient może okazać się kanciarzem. Różni są ludzie, ale jeśli im na czymś zależy, to dają temu wyraz w różnej postaci i formie. Sam proponujesz rodzaj kontaktu w celu zaproponowania jak najlepszej oferty. Starasz się wypaść jak najlepiej, dwoisz się troisz, by sporządzić godną uwagi propozycję kupna. Poświęcasz się, dopinasz szczegóły i dzwonisz. I nic w tym dziwnego, gdyby w słuchawce nie odezwała się "pani automatyczna telekomunikacja" informując: "Nie ma takiego numeru, nie ma takiego numeru, ...". Dziwne podejście ludzi, facetów niezdecydowanych, nastawionych anty, grających niby czyste karty i udających znawców. Adhezja głupoty i braku odpowiedniego podejścia do sprawy. Nic, tylko adios panie "bambuko" i powodzenia w załatwianiu spraw... a i odwagi trochę się przyda, by nie zawracać głowy niepotrzebnymi kawałami i zajmować czas tym, którzy naprawdę potrzebują konkretów i wiedzą, czego chcą. Teléfono por favor! ;)
 

poniedziałek, 26 października 2009

Autumn leaves

Zadziwiające, jak czas szybko ucieka. No teraz stwierdziłem fakt... rzeczywiście. Ale rzecz w tym, że czas zmienia się, jak pokazuje to natura, przybierając barwy z pełnej palety właśnie jesienią. Takie odchodzące, mieniące się wśród promieni słońca barwy, to coś na wzór plastycznego show z esencjami odcieni i gry świateł.

Bierz sprzęt i celuj obiektywem, by to uchwycić... Ekspozycja, autofocus, przymiarka i... spust migawki. Następny kadr proszę ;) Po uwiecznionych momentach czas na kilka efektów, może nie powalających, ale na pewno barwnych i pozytywnie nastrajających ;) Enjoy!

piątek, 23 października 2009

Laguna Coupe

Coupe nietuzinkowe, inne i stylowe. Tak, nie boję się tego stwierdzić, choć nie jest to Aston Martin, styl i dynamizm sylwetki pozostaje i nie da się go pominąć. Laguna Coupe to coś na wzór stylowego gadżetu, trochę niezauważonego. Drzwi bez ram okiennych (ach, jak ja to lubię :) ), skóra, ciekawy design kokpitu i świetne trzymanie w fotelu. Kompan długich podróży? Jedno jest pewne: ten samochód inspiruje i zwraca na siebie uwagę :) Dynamika i elegancja w jednym. Skojarzenia z Astonem nie są przypadkowe, wystarczy spojrzeć na tylne lampy, by się o tym przekonać. Taki hot hatch wśród luksusowych sportowców.



Jeszcze jedna rzecz. Wystarczy do niego wsiąść, by się przekonać co do doskonałości formy i treści w swojej klasie. Nie doceniałem nigdy Renault, a wynikało to ze stereotypów i własnych przeświadczeń. Dobrze, że się myliłem ;)
 

czwartek, 22 października 2009

Inspiracja

"Jak pan sobie wyobraża swoje życie zawodowe za 5 lat?" - pada pytanie na rozmowie kwalifikacyjnej. Dziś przyszedł taki dzień, że ciekawa konwersacja zainspirowała mnie do czegoś, co zrodziło się kiedyś w mojej głowie, a plan był zacny i ambitny. Dziś odżył. Jak piorun przeszył moje myśli, a jego wizja w przyszłości mnie napędza. Ciekawe może wydawać się to, że pomysł, który miałem już w głowie parę razy, dziś przebudził się z hibernacji i nabrał nowego znaczenia. Wiem, że nie będzie łatwo, a schody są strome i długie.

Przyszłość to dziś, bo nas inspiruje i daje nadzieję... tak, nie pomyliłem się w tym, a napisałem to celowo! Małymi, ale zdecydowanymi kroczkami do celu. ...przed siebie, nigdy wstecz ;)

Choć ostatnio moja głowa to szereg myśli o życiu i pracy, myśli wybiegających w przyszłość... bo jak tu nie myśleć o przyszłości, kiedy każda następna minuta do niej należy. Wystarczy jedna chwila, by zainspirować i rzucić nowe wyzwanie ...sobie. Wytrwałość i motywacja lubi stawać w szranki z codziennością i monotonią. Inspiracja.
 

środa, 21 października 2009

Believe...

...w siebie, w swoje życie i to, co się robi. Czasem brakuje tego, by powiedzieć sobie i komuś wprost: believe in me.



 

Chill out moves

...w wykonaniu niebanalnym i ponadczasowym, to coś, do czego wracam (a przyznam się, że często) gdy mnie tylko napadnie. Nuty tak uspokajające i kojące zmysły, że chciałoby się popłynąć gdzieś...

Pierwsza propozycja to klasyk nad klasykami, jak epizod ze snu wzięty, George Michael przy nutach I Can't Make You Love Me:



Druga strona mojej chillout'owej playlisty przenika dźwiękami Calling All Angels Lenny'ego Kravitza:



Na koniec coś z wielkiego ekranu: Faith Hill - There You'll Be:



 

wtorek, 20 października 2009

Kawa

Jednych elektryzuje, drugich motywuje, innym nie podchodzi. Jakoś tak się składa, że na słowo kawa poprawia się humor, no bo jak tu zareagować na chwilę czegoś przyjemnego. Utarło się, że jest przerwa na kawę... tak, przerwa, na której nie musisz wcale pić kawy, a tylko patrzysz jak inni piją ;) Ale czasem się skusisz, co poprawia nastrój i monotonię dnia. Co praca, to i więcej się jej wytrąbi (słabej, ale jednak kawy). Nawet czasem, chcąc nie chcąc, musisz zaproponować kawę, bo klient nie będzie bezczynnie czekał, a przy kawie to można pogadać o ciekawych interesach. Nie chodzi tu o dziwne zachowania wymuszające postawę "jak to w naszej firmie jest dobrze", ale naturalne reakcje w odpowiedzi na potrzeby sytuacji.
Ogół czynników sprawia, że pracując przy kompie z każdą godziną człowiek bardziej odczuwa zmęczenie i znużenie, co przy jesiennej pogodzie się potęguje. Myśli skupione wokół zadań coraz trudniej ogarniają sytuacje otoczenia. Dochodzi do tego, że myślisz: co ja to miałem zrobić?
To co, może na małą kawę? Aha, z mlekiem czy bez? ;)
 

poniedziałek, 19 października 2009

Brazil!

I stało się, szczęście mu wreszcie dopisało. F1 była świadkiem pięknego wyścigu i świetnych emocji... i znów poznała nowego mistrza świata F1. To niesamowite, ale inter lagos dzieją się rzeczy przyspieszające tętno do maximum. Ten wyścig bije życiem jak cała roztańczona Brazylia z piłkarzami i siatkarzami włącznie na czele. Dramatyczna sesja kwalifikacyjna wyłoniła pretendenta do zwycięstwa w niedzielnym wyścigu, Rubensa Barrichello. Osobiście wierzyłem, że Rubens tak odjedzie czołówce, że wygra wyścig. A tu niespodzianka i pech, bo tylko ósme miejsce. Za to miłą niespodziankę sprawił Robert startując z czwartej linii i stając pierwszy raz w tym sezonie na podium. Zaskoczenie jego było tym większe, że na podium... pomylił się stając na trzecim stopniu! Wybaczamy i rozumiemy, bo po dłuższej nieobecności w ceremonii dekoracji najlepszych wyścigu mogło się trochę zapomnieć ;)
"We are the champions" - śpiewając, to znaczy fałszując, kończył wyścig Jenson Button, nowy mistrz świata. Dla Rossa Brawna to były niezapomniane chwile, ale przecież nie obce. Dobrze pamięta pewnie współpracę z Michaelem Schumacherem, a doświadczenie zaprocentowało w tym sezonie celująco. Taki ciekawy paradoks: zespół Brawn GP, ze skromną ekipą 50 pracowników na wyścigu, zgarnia wszystko, bijąc potężne kolosy jak Ferrari czy McLaren. No cóż, może to recepta na sukces :)
 

niedziela, 18 października 2009

Konstruktywnie

Konstruktywnie o czym? A o życiu. A o sytuacjach, typowych, nietypowych, odpowiedzialnych i nie oraz śmiesznych i dziwacznych. Konstruktywnie, konstrukcyjnie, budująco, potwierdzająco myśli i przypuszczenia... rozmawia się rzadko. A piękne to tematy i poruszające. Dylematy na wyciągnięcie ręki rozwiązywane. W takiej atmosferze i otoczeniu problematyki przyszło mi porozmawiać, co bardzo doceniam i lubię. Piękno w prostocie, normalności, szczerości i braku efemeryczności. Tak po prostu. Jak nigdy :)
 

czwartek, 15 października 2009

Obserwuj, a się dowiesz

Nieprzypadkowo to piszę, też myśl ta nie jest wyrwana z kontekstu i wrzucona w worek bezużytecznych myśli. Choć chwilę zastanawiałem się, jak to ująć, powiem krótko, że chodzi tak naprawdę o poznawanie ludzi.

Prosta sytuacja. Poznajesz kogoś w pracy, chcąc nie chcąc jesteś zmuszony do współpracy z nim, w celu wykonania pewnych zadań i poleceń. Poznajesz gościa, gadasz chwilkę, po czym przechodzisz do obowiązków. Myślisz, co to za osobowość i co tak naprawdę sobą reprezentuje. Choć wydaje się w porządku, podchodzisz z dystansem do niego patrząc na jego reakcje w stosunku do ciebie. Obserwujesz jego zachowanie w różnych sytuacjach, kątem ucha słyszysz prowadzone rozmowy telefoniczne i sposób wypowiedzi i kontaktu z ludźmi. To, co wydawało się u niego w porządku, ubrane w garnitur i krawat, wydaje się mieć ciemną stronę. Szybko się reflektujesz, że trzeba uważać na każdym kroku na swoje wypowiedzi i pozostać sobą w każdej sytuacji. Najbardziej denerwujące staje się obnażanie chamstwa i chwalenie się tym, jak się coś załatwia z uśmiechem i chytrością. Wtedy rzeczywiście poznajesz prawdziwe oblicze gościa i wnioskujesz, dlaczego akurat on znalazł się na tym stanowisku. Wnioski wyciągnięte.

Inna sytuacja, zdarzyła przykładowo się dzisiaj. Prowadzisz ciekawą rozmowę, o przeszłości. Naturalnie i bez obgadywań (których notabene nie toleruję, pamiętając o tym, że i ja mogę się znaleźć w takiej sytuacji). Prosto, ale jasno. Wtedy dopiero poznajesz, kto tak naprawdę przyszedł do tej pracy, bo się na tym zna, to lubi, jest odpowiedzialny i poukładany w tym co robi. Nawiasem mówiąc można oczekiwać, że osoba poukładana jaśniej i konkretniej powie ci wprost, jak zrobić to czy tamto i jak do tego podejść. Doceniasz takich ludzi i starasz się czerpać z ich wiedzy i doświadczeń. To jest ciekawe i motywujące, że nie patrzą na ciebie jak na przybysza z innej planety, a starają ci się pomóc. Generalnie poznajesz później, dlaczego tak się dzieje, skąd taka miła postawa ze strony kogoś doświadczonego zawodowo. Po pierwsze staż zawodowy i nastawienie, po drugie życie prywatne, czyli rodzina i odpowiedzialność zmuszają do pozytywnych zachowań, a to udziela się otoczeniu.

Obserwujesz i wyciągasz wnioski. Życie uczy każdego dnia.
 

środa, 14 października 2009

Zima w powietrzu i głowie

Przyszła i zaskoczyła, zima jedna wredna, chłodem ziemię spowiła. Wkurzająca i bezczelna, denerwująca. Spokój i opanowanie walczą z agresją zimna, a ja się nie poddaję i nie zwracam na to uwagi, choć nie da się ukryć i znieść przenikliwości. Jeszcze wrócą piękne chwile pogody, a ja to wiem. Na pewno.
 

wtorek, 13 października 2009

Concept roku!



Niewiarygodne! Unglaublich, unmöglich, das ist sehr schön - podsumowałby niejeden Niemiec. I rzeczywiście tak jest. Piękne linie przejść nadwozia, technologia przyszłości, urzekająca kolorystyka i połączenie sprzecznych idei przy projektowaniu podpowiadają jedno: to musi być coś ekstra, concept, jakiego jeszcze nie było. BMW pokazało światu już wiele technologii, lecz ostatnio coraz częściej dawkowało informacje o promowanych rozwiązaniach z serii Efficient Dynamics. Przyszedł więc czas, żeby zebrać je w jednej maszynie, innej i niepowtarzalnej, stworzyć samochód wyprzedzający o parę lat rzeczywistość. Powstał więc nowy model: EfficientDynamics Concept. BMW serii M przyszłości :) Doświadczenia z F1 jak najbardziej są na miejscu! Jeździ równie szybko, jak inspiruje. Za projekt stylistyczny oryginalnego BMW odpowiedzialny był Adrian Van Hooydonk, który zastąpił kontrowersyjnego Chrisa Bangle'a. Szacun!



 

Wyprzedzić siebie...


Wcześnie rano (bo tak należy mówić o godzinie 8:30 w niedzielę) przybywasz na miejsce startu. Atmosferę wielkiej sportowej imprezy da się odczuć jak zapach runa w lesie. Niewątpliwie dziś przeżyję wielkie święto - święto sportu, sprawdzian siebie i własnej głowy. Widząc tylu ludzi, którzy zmierzają na start maratonu, nie zważasz na warunki pogodowe, zwłaszcza, że w każdej chwili może zacząć lać, a temperatura w granicach 10 ºC nie motywuje. Porządna rozgrzewka w rytm głośnej muzyki, z widokiem tysięcy biegaczy pokazuje, że rzadko kiedy widzisz live tylu ludzi gotowych zmierzyć się z wielkim zadaniem: 42,195 km.
Godzina 10:00 i wystrzał. Nad konstrukcją startową poszły zimne ognie, a tłum ludzi jak stado antylop ruszył w miasto. Piękne miejsca, cudowna atmosfera i muzyczny doping co jedną milę dodawały niesamowitej otuchy i destrukcyjnie wpływały na złe podpowiedzi psychiki, by dać sobie spokój, że to za dużo, po co się męczyć...
Biegniesz od startu stałym tempem i nie spieszysz się. Zwalniasz przy punktach odżywczych i kontrolujesz oddech. Wytrzymałość i determinacja wzmagają odczucie, by dać z siebie więcej. Mimo to, używasz głowy i wiesz, że nie tak należy rwać tempo. Tym samym krokiem pokonujesz pierwszą pętlę, gdzie połówka dystansu jest już za tobą. A może dopiero... Teraz wiesz, że to nie są żarty, a osiągane międzyczasy pogorszą się. Tempo spadnie. I tak też się dzieje w wielu wypadkach. Nie wytrzymasz, bo gdzie tam 42. kilometr... Coraz częściej spotykasz idących i łapiących oddech, że w końcu i sobie przydarza się przejść jakiś kawałek. Myślisz, jak tu odwrócić myśli od niszczącej wizji nie ukończenia biegu... Zaczynasz liczyć, mówić do siebie, wymieniać marki samochodów po kolei wg liter alfabetu, bijesz się po nogach, by tylko nie dostać skurczu... Kilometry upływają coraz wolniej, dłuży się dystans, ale jednocześnie budująca jest myśl, że coraz bliżej mety na Malcie. Coraz bliżej, ale coraz trudniej. Już nie chcesz widzieć tych bananów, które za każdym razem zjadasz za punktami odżywczymi. Pilnujesz się, by nie doprowadzić do problemów żołądkowych, ale jednocześnie masz satysfakcję, że nie poddajesz się. Myślisz o przyjaciołach, dziewczynach, znajomych, którym później zdasz na spokojnie relację z emocji, jakich doświadczyłeś. Dobiegają jednocześnie człowieka myśli, że możesz im już tego nigdy nie mieć okazji opowiedzieć, dlatego starasz się optymalnie połączyć wytrzymałość, ból, oddech, kontrolę tętna i dostarczanie kalorii organizmowi. Każdy kolejny pokonany kilometr to jak epoka, choć co innego pokazuje pulsometr. Tak działa mózg człowieka, że co jednostajne i ciągłe, potrafi go zniszczyć. Nie tym razem.
Mijasz 40. kilometr i myślisz, że to już tak blisko, a zarazem to jeszcze ponad 2 kilometry do celu. Już nie możesz, ale dajesz z siebie wszystko, wyprzedzasz myśli, już coraz lepiej słyszysz dudniącą scenę pod metą maratonu, by wreszcie zobaczyć w oddali tablicę z czasem. Stawiasz wszystko na jedną kartę, resztkami sił bierzesz sprint aż do samej linii mety unosząc ręce w geście zwycięstwa nad sobą! Stosowne, aby w tym miejscu wspomnieć o chwili, kiedy patrzysz czego dokonałeś. Nie dociera do ciebie, że pomimo tylu słabości dałeś z siebie wszystko i wyprzedziłeś siebie.
W międzyczasie wręczają medal, i co ważne, by nie utracić ciepłoty ciała, dostajesz folię termiczną. Łzy szczęścia są jak najbardziej na miejscu...
Piękna idea, piękny sport, dorosłeś mentalnie i psychicznie do wielkich wyzwań - mówisz do siebie trzymając się ledwo na bolących nogach. Nie kryjesz wzruszenia, a widząc ogrom ludzi wypełniających metę uśmiechasz się z radości i szczęścia, że tych cudownych chwil nie zapomnisz do końca życia! Tak, do końca życia, jak kogoś, kogo tak bardzo kochasz, tak mocno, że nie możesz o tym nie myśleć ani przez chwilę... Tego nie da opisać się słowami...

Spełniłem swe marzenie. Dzięki wszystkim, którzy we mnie wierzyli i mnie wspierali do ostatnich chwil przed startem!!! Dzięki :)
 

piątek, 9 października 2009

W poniedziałek na 8:00...

...zawodowa praca się zacznie. Z ciekawości nie mogę powstrzymać myśli, jak sprawdzę się w zupełnie nowej rzeczywistości. Motywacja czy niecierpliwość? Energiczność czy konsekwencja? A może wszystko razem wymieszane da zupełnie nowy koktajl, połączony z nutami przebojowości i manipulacji... resztę można dopowiedzieć ;)

"- Przyjdzie pan na ósmą - powiedziano mi z uśmiechem. Patrząc z pytającym, ale uśmiechniętym wyrazem twarzy odparłem, że przyjdę. Lekkim, ale zdecydowanym ruchem wręczyłem niezbędne dokumenty, co było gestem zapoczątkowującym współpracę za parę dni. Wydawać by się mogło, że prosto przyjść, powiedzieć, wykonać zadanie, mimo to, należy przemyśleć każdy ruch i mowę ciała. Czasami myślę, że nauka psychologii (zawodowej jak i życiowej), której kiedyś tak nie doceniałem, będzie coraz mocniejszym udziałem wpisywać się w moje życie. Specjalista jest wykwalifikowanym pracownikiem, lecz by się sprawdzić na prezentowanym przez siebie stanowisku, musi posługiwać się metodami psychologii i znać jej tajniki w każdym calu.
- Czy to klucz do sukcesu? - zadaję sobie nieraz to pytanie, próbując znaleźć alternatywę dla posiadanych lub nabytych przez specjalistów umiejętności. Jakby nie patrzeć, są one wpisane w relacje interpersonalne i kontakty międzyludzkie. Klient musi być zawsze zadowolony, co jest pożądane jak dobra karma dla psa :) Dosadnie ale prawdziwie."

Tyle opowieści. Teraz inne plany, maratońskie. Ostatni tydzień kompletnie rozłożył mój plan treningowy, a przeziębienie jeszcze mi do teraz doskwiera. Jak na złość, musiało mnie dopaść akurat w tym momencie. No cóż, rzuciłem wyzwanie, trzeba go zrealizować. Ale czego nie robi się dla pięknych chwil w życiu, kiedy mijając linię mety człowiek nie potrafi opisać pozytywnych przeżyć, bo brakuje słów. Maraton memoriał, wspomnienie tragicznie zmarłego inicjatora i propagatora tego megawydarzenia sportowego, zachęca i motywuje do zmierzenia się z wielkim dystansem. I o to w tym wszystkim chodzi. Wspomniałem o pięknych chwilach, jakie człowiek przeżywa spełniając swe marzenia, jakkolwiek różny wymiar mają. Dorzucę, że warto dla takich chwil żyć.

Piękne chwile? Miłe i motywujące? Trochę spontaniczne? To nie są pytania retoryczne, a znają dokładną odpowiedź :) Czwartek mi to udowodnił... :)
...

 

środa, 16 września 2009

Po przerwie...

Po długiej absencji post'owej powracam na blog. Tak się już zdarza, że czasem dopadnie człowieka obstrukcja myśli i niechęć wypowiadania się. Ale nie do końca. Zwyczajny brak czasu i inne priorytety spowodowały, że na blogu zaświeciło posuchą.

Zacznę od pierwszej rzeczy, jaką jest powrót do regularnych treningów. Formę trzeba budować, a jej podwaliny tkwią w zimowych treningach, regularności i systematyczności. Dziś mogę powiedzieć, że czuję się biegaczem. Nie sprawia mi trudności etap 15 km, z przyjemnością pokonuję kolejne treningowe kilometry. W lipcu powróciłem do systematyki treningowej, wplatając w terminarz biegów rower, a czasem nawet zastępując nim bieg. W ten sposób urozmaiciłem swe treningowe godziny, a dzięki temu zbudowałem wytrzymałość. Teraz zostało popracować nad szybkością i nie ukrywam, że również dietą, celując w redukcję masy ciała. Mniej kilogramów = mniej zużytej energii na pokonanie danego dystansu = większy zasięg. Pogoda sprzyja, a wręcz zachęca do przebywania na świeżym powietrzu. Dlatego należy korzystać, ile można (oczywiście z głową!), by już za ponad 3 tygodnie stanąć na starcie poznańskiego maratonu (właśnie dziś się zarejestrowałem). Będzie to mój debiut w tego typu imprezie, ale nie celuję w końcowy wynik, ale ukończenie tego długodystansowego biegu. Maraton to zmaganie się z własnymi słabościami i trudnościami, dlatego każdy, kto pokona granicę 42,195 km może czuć się zwycięzcą. Oczywiście, udział w tego typu imprezie wymaga solidnych przygotowań, lecz jest impreza dedykowana każdemu! Uważam, że obowiązkowo każdy facet powinien zmierzyć się z takim dystansem, bo to prawdziwe wyzwanie! Dlatego zachęcam każdego i w każdym wieku. Nawet jeśli wcześniej się nic nie biegało, to najwyższy czas zacząć. O zaletach biegania dla zdrowia organizmu nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy jedynie wspomnieć, że zapobiega wielu chorobom serca, reguluje ciśnienie krwi i zmniejsza ryzyko wystąpienia wielu chorób, m.in. cukrzycy. No cóż, rozpisałem się, ale uważam, że prostymi metodami można uzyskać wielkie rezultaty :)

Trenując, nawet nie zwróciłem uwagi, że moje buty utraciły amortyzację. Prosto mówiąc, zużyły się. W końcu wybiegany w nich kilometraż uzasadnia zaistniałą sytuację. Postanowiłem zainwestować w buty idealne dla moich stóp. Wybór nie był łatwy, a o ostatecznym zakupie zdecydowała dostępność i cena modelu. Można powiedzieć, że w sensie alfabetycznym pozostałem przy tej samej literce marki butów ;) Producent jednak to już inna bajka, a jego doświadczenie w konstruowaniu sportowego obuwia będę miał okazję solidnie przetestować :)

Trzecia kwestia już nie będzie tak optymistyczna. Rzecz w tym, że po mojej obronie dyplomu... pracy nadal brak. Nadzieja i życiowy optymizm mnie determinują, ale wydłużający się czas bezrobocia rozstraja człowieka niesamowicie. Ogólna oschłość i niemoc pracodawców w inwestowaniu w kadry po studiach nasuwa jeden wniosek: uczelnie kształcą bezrobotnych, których liczba zatrważająco rośnie. Jakie mechanizmy kierują tym, by w ogólnej absencji i recesji gospodarczej nie zatrudniać młodych ludzi (czytaj: zatrudniać swoich znajomych pod płaszczykiem normalnej rekrutacji, no bo przecież co ludzie wtedy powiedzą...)? Czy tędy powinna iść droga zatrudnienia? Zmienić się musi powszechny system kształcenia, który winien być ściśle powiązany z przemysłem i branżami, w jakich kształci swoich przyszłych absolwentów. TEGO BRAKUJE przede wszystkim. Czy coś się zmieni?

 

poniedziałek, 20 lipca 2009

Magazynier inżektor :)

Stało się rzeczywistością to, co było marzeniem. Choć minęło już kilka dni od obrony, nie chce mi się wierzyć, że tak szybko okres studiów stał się wspomnieniem.

Oddanie pracy dyplomowej nastąpiło 3 tygodnie przed obroną, następnie przyszedł czas na mały odpoczynek i przyłożenie się do treningów. Na tym nie koniec. Charakterystyczne dla egzaminu dyplomowego były pytania z toku studiów, więc należało się przygotować. Tydzień zajęło mi opracowanie pytań, później powtórki. Trzeba podkreślić, że przygotowanie się do obrony potraktowałem dwojako i swobodnie. Potrzebowałem snu, a więc dobry trening w ciągu dnia, małe powtórki do egzaminu i taki scenariusz realizowałem do obrony. Nie do końca byłem zadowolony z postępów, ale suma sumarum, w dniu egzaminu byłem zdeterminowany i gotowy na naukowy melanż. Stąd też sukces mogę zawdzięczyć wymienionym przygotowaniom (również kulinarnym ;) co może zabrzmiało śmiesznie, ale jest niemniej ważne).

W weekend przyszedł czas na imprezowanie, gdzie grono zaproszonych gości zapewniło ciekawą atmosferę i dostarczyło wielu wspomnień. Pozwolę sobie ich nie opisywać ;) Domeną udanej imprezy są wspaniali ludzie i część kulinarna zapewniająca doznania smakowe i procentowe. Jedyna impreza w życiu z okazji obrony dyplomu magistra inżyniera rzeczywiście była jednorazowa. Szkoda, że tak szybko się skończyła.

 

sobota, 27 czerwca 2009

Heal the world...

Wsłuchując się w słowa "Heal the world", mam w myślach lata świetności jego twórczości, które wydały najbardziej dojrzałe kawałki. Jego, tzn. artysty żyjącego tym co robi, czym się bawi, co przynosi ludziom energię... Michael Jackson. Choć jako człowiek należał do największych i zwariowanych dziwaków, artystycznie był perfekcyjny. Jego utwory są nieśmiertelne, rozbrzmiewając w stacjach radiowych i parkietach całego świata. Narzucił muzyce nowy styl, co spodobało się ludziom i jest kontynuowane po dziś dzień. Można powiedzieć, że jako pierwszy pokazał w teledysku oblicze i energię muzyki tanecznej, które drzemały wewnątrz mieszanki słów, melodii i perkusyjnych brzmień. Nie zabrakło mu również typowo popowych i wolnych kawałków, jak wspomniany "Heal the world", który kojarzy mi się z moim dzieciństwem. Można by wiele wspominać, ale jedno jest pewne: muzyka jest nieśmiertelna i ponadczasowa. Koniec kropka.

 

środa, 24 czerwca 2009

Finisz długo oczekiwany

Z dniem dzisiejszym zakończyły się moje zmagania z pisaniem dyplomowej rozprawy. Zostały już tylko drobne korekty, ale merytorycznie to już koniec pisania. Cofam pamięcią miesiąc wstecz, kiedy to w wątpliwość poddawany był termin ukończenia pracy. Powiem tak, zdążyłem dzień przed zakładanym terminem, zmęczony, przyspany, lekko rozmontowany, ale zadowolony. Teraz popracuje głównie drukarka, a moja głowa za kilka dni scalając wiedzę z toku studiów przed obroną.

Należy się również trochę słów o samej pracy, bo ze wszystkich postów można wywnioskować, że podchodzę do niej w sposób łopatologiczny: nagryzmolić, byle więcej i na temat wrzucając przy tym parę fotek... i oddać ją na czas. Nic bardziej mylnego. Kompozycja i styl pracy zostały określone wytycznymi z góry, ale postanowiłem je zmodyfikować stosując własny, oparty na prostocie, schludnym wyglądzie i zainspirowany najnowszymi trendami stylistycznymi. Uważam, że praca powinna być przejrzysta, stąd starałem się rysunki umieszczać na białym tle, bez ramek i cienia. Rysunki, które nie miały białego tła (zdjęcia i grafiki), uzyskały zaokrąglenie narożników, czasem stosowano odbicie "od powierzchni podłogi" dając efekt pionowo umieszczonego obrazu. Wykresy miały białe tło, z wyjaśnieniem oznaczeń i również nie posiadały ramek. Podpisy rysunków zrobiono mniejszą czcionką by odróżnić je od całości tekstu. Z wielu schematów, które musiałem poprawić, starałem się stosować techniczny, ale prosty styl, by całościowo również odróżnić je od typowych zdjęć i grafik. Szkoda, że czcionka była narzucona z góry, bo na jej miejsce widziałbym dużo ładniejsze.

Na sam koniec ciekawostka: idę na śniadanie...
P.S. Kończąc ten post była godzina 13:48.

 

środa, 10 czerwca 2009

Tour de koks

Jest czerwiec, a więc cały świat kolarski wspomina i komentuje minione chwile jakże zaciętego, tegorocznego Giro d'Italia. Ostatni kilometr wyścigu okazał się chwilami grozy dla lidera wyścigu Denisa Mienchowa, który powiększył podczas etapu przewagę nad Danilo di Lucą. Pech chciał, że śliski, choć prosty odcinek, przysporzył Rosjaninowi bezpośredniego kontaktu z kostkowaną nawierzchnią. Nie dziwi więc fakt, że na mecie popuściły Denisowi nerwy, którymi odreagował upadek i chwile niepewności, pokazując siłę i wybuchowość raczej skrytej osobowości. Na pytania dziennikarzy odnośnie dopingu odpowiadał niezwykle zdawkowo sugerując zmianę tematu.

Kilkanaście dni później w innym miejscu Europy publicznie wypowiedział się Bernhard Kohl, który zasłynął z używania niedozwolonych środków podczas ubiegłorocznego Tour de France o imieniu CERA. Po dyskwalifikacji oficjalnie trzecie miejsce w zeszłorocznej "Wielkiej Pętli" zajął Denis Mienszow. W tym roku zaliczany jest do grona faworytów najbardziej prestiżowego wyścigu wieloetapowego. Wracając do Kohl'a, który po nałożeniu dwuletniej dyskwalifikacji postanowił zakończyć karierę, wypowiedział się odnośnie kolarzy z peletonu i zeszłorocznego Tour de France. Wskazał na "nieudolność" testów antydopingowych, z których, jak powiedział "198 na 200 nic nie wykazały. A co najmniej 100 powinno być pozytywnych. Mogłem wstrzyknąć sobie rano EPO, a kontrola przeprowadzona godzinę później nic nie wykazała" – stwierdził Kohl.

W dość obszernym wywiadzie dla francuskiego dziennika L’Equipe, były kolarz Gerolsteiner stwierdził, że doping jest teraz czymś bardzo "popularnym" w peletonie. "Myślę, że pierwsza dziesiątka TdF mogła być na dopingu" – uważa Kohl, "praktyki dopingowe są dopracowane do perfekcji, czołowi kolarze mają sporą wiedzę, na temat jego stosowania i wiedzą, jak nie dać się złapać" – dodał.

Konstatując, obserwując i analizując wyścigi kolarskie w ostatnich latach, muszę stwierdzić, że jazda na speedach jest powszechna, a wiele środków i metod dopingowych jest jeszcze nieznana kontrolom antydopingowym. I jak tu nie zgodzić się ze słowami Kohl'a, który twierdzi, że dane środki są "popularnie" stosowane. Dziś, w dobie postępującej technologii inżynierii biomedycznej oraz genetycznej, z kolarza można stworzyć maszynę do wygrywania, a co za tym idzie, zarobić fortunę. Ale czy tędy droga? Już za miesiąc odbędą się pierwsze etapy Tour de France 2009. Oby znów ktoś nie podsumował wyścigu w słowach "Tour de koks".

* Opracowano na podstawie bikeworld.pl
 

poniedziałek, 25 maja 2009

Turbodoładowanie

Jaki temat, takie wnioski z dotychczasowych, pisemnych wypocin. Choć furtka otwarta, czasem całkowicie, przydałoby się wspomóc turbosprężarkowo z postępami rozdziałowymi dyplomowej pracy. Ślimacze tempo zamienić trzeba w odrzutowe. Dziś, można tak odważnie powiedzieć, zrodził się kompletny zarys pracy w głowie. Za miesiąc "ramy" pracy powinny być... w oprawie na biurku. Trzeba się sprężać, dosłownie i w przenośni.
 

środa, 20 maja 2009

Kiedy?

Ostatnimi czasy o niczym innym nie piszę, jak o magisterce. No i nie inaczej będzie teraz... Otoczka końca studenckiego czasu (od razu zaznaczam, że nie imprezowego (za wyjątkiem kilku akcentów, bo lubię dobrą zabawę), a pracowitego i poszukiwawczego ;) ...jakkolwiek by to miało zabrzmieć) wzmaga mnóstwo pytań ze strony znajomych i nie tylko, ale wymusza retoryczne odpowiedzi. Kiedy? Czy zdążę? A po co pośpiech? Czerwiec? Retoryka...
Głowa mnie nie boli. Pogoda jest. Skupienie też. Zacisze komputerowych czeluści zaszczutych dyplomowymi obliczeniami, nieraz żmudnymi i błędnymi, zniechęca jak nigdy. Dać się ponieść podpowiedziami podświadomości nie wypada w zgodzie z pozytywnym nastawieniem. Milowe kroki dokonują się nawet w błocie, ale trzeba je przejść. Jak koń ;) W ówczesnym świecie powinienem dopowiedzieć jeszcze jedno słówko: mechaniczny. Bo też pojedzie, zapięty w cuda nie widy. Właśnie w takiej postaci aktualnie brnę (żeby nie powiedzieć, że stoję i się zapadam). 4x4 i do przodu! Tylko nie "wio", bo upadnę...
 

poniedziałek, 18 maja 2009

Syzyfowe poszukiwania

Pisanie pracy nie powoduje u mnie ruszania codziennie z tzw. piskiem opon, ale można stwierdzić, że prace nad treścią magisterki posuwają się. Porządek być musi, więc każdodniowy upgrade i update zawartości jest konieczny, choć coraz mniejszy. Na pewnym etapie dochodzi się do takiej wprawy i przyzwyczajenia, że wystarczą drobne poprawki i nowa treść.
No cóż, nic nie jest bez wad. Największą z nich to przestoje spowodowane poszukiwaniem parametrów i wartości odpowiadających założonym kryteriom. Korek, zastój i kryzys umysłowy wgryza się w człowieka, aż chce się powiedzieć stop. W życiu łatwo się nie poddaję, teraz też. Przydałoby się podkręcić tempo...
 

piątek, 8 maja 2009

Maglia rosa | 92. Giro 2009

Startem w weneckiej lagunie rozpocznie się 92. Giro d'Italia już w najbliższą sobotę. Ciekaw jestem, kto założy różową koszulkę na mecie, w wielkim finale pod Koloseum. Faworytów jak zwykle wielu, a w tym roku lista potencjalnych zwycięzców wydłużyła się, co walkę stworzy jeszcze bardziej ciekawszą i zaciętą. Ubiegłoroczny zwycięzca, Alberto Contador (Astana), również zaliczany jest do tego grona. Jedno jest pewne: nie zabraknie urzekających widoków Italii, pasjonująca walka na górskich etapach rozciągnie peleton, a "maglia rosa" już czeka na najlepszego. Tegoroczna edycja Giro zbiega się z setną rocznicą pierwszego wyścigu dookoła włoskiego buta. Niech żyje Giro d'Italia: http://www.ilgiroditalia.it/.

wtorek, 5 maja 2009

Motywacja czy jej brak?

Im bliżej końca, tym trudniej się zmotywować. Zadaję sobie pytanie, czy jestem w stanie poświęcić kilka solidnych godzin dziennie na pisanie pracy, jak na trening. Na razie ciężko przychodzi mi napisanie kilku rozdziałów, wiedząc, co i jak mam napisać. Brak chęci, brak motywacji, rozstrój planów i ściernisko umysłowe. Postanowiłem zasadzić w sobie cząstkę motywacji każdego dnia, ruszyć z piskiem opon i pozostawić po sobie smród spalonej gumy. Od dziś tak będzie. Musi i basta.
 

sobota, 2 maja 2009

Rekordowy kwiecień

Kwiecień 2009 okazał się najcieplejszym kwietniem w ostatnim 15-leciu, na równi z rokiem 2000. Średnia temperatura kwietnia ze wspomnianych lat wyniosła 12,30 ºC. Pogoda lubi ostatnio serwować nam niespodzianki różnej maści, ale kwietniowy wyczyn można "podpiąć" pod tematykę globalnego ocieplenia bezpośrednio w naszej strefie klimatycznej.

Porównując czwarty miesiąc roku kalendarzowego z lat 2000 i 2009, można zauważyć różne charakterystyki przebiegu temperatur powietrza. Dynamika zmian termicznych milenijnego roku miała wyraźnie charakter rosnący, z większym przedziałem dziennych, zarejestrowanych temperatur (od 5 do 27 ºC) niż miało to miejsce w obecnym, 2009 roku, w którym odnotowano stały charakter zmian i zaledwie 11-stopniowy obszar temperatur (od 14 do 24 ºC).

Podobnie rzecz ma się w wykresach nocnych temperatur, choć dynamika temperaturowych zmian ma bardziej chaotyczny charakter.

Zestawieniowa tabela pokazuje, że średnie nocne i dzienne temperatury powietrza różnią się. Rok 2009 zanotował chłodniejsze noce i cieplejsze dni kwietniowe od tożsamych z roku 2000. Różnica ta wynika przede wszystkim z poziomu zachmurzenia. Sytuację tegorocznego kwietnia odzwierciedlają zimne noce i ciepłe dni o bezchmurnym niebie. Ostateczny bilans przyniósł jednak najcieplejszy w ostatnich latach kwiecień. Rzadko się zdarza, żeby cały miesiąc, zwłaszcza wiosenny, był tak słoneczny, o bardzo niskim poziomie zachmurzenia i o stałym, termicznym charakterze. Znikoma ilość opadów (właściwie to żadna!) spowodowała obniżenie poziomu wód gruntowych i pogorszenie sytuacji hydrologicznej rzek. Wiosenne pylenie roślin i zimowe pozostałości antropogeniczne (pyły drogowe, popioły i sadza z kotłów CO, itd.) spowodowały bardzo wysokie zapylenie powietrza, które kilkakrotnie przekroczyły normę, zwłaszcza w miastach.
Wracając do termiki powietrza, warto zerknąć również na charakterystykę temperatury z najchłodniejszego kwietnia z ostatniego 15-lecia, czyli z roku 1997. Ogólnie rzecz biorąc, rok '97 obfitował w różnego rodzaju anomalia pogodowe, włącznie z rekordową ilością opadów w lipcu, czego skutkiem była powódź stulecia. Obserwując tempo zmian średnich temperatur kwietnia na przestrzeni ostatnich lat można stwierdzić, że wiosenny, polski klimat ulega ociepleniu. Nie oznacza to, że od razu będziemy mieli więcej dwutlenku węgla w atmosferze i wzrost średniej temperatury rocznej. Marzec '09 udowodnił, że ocieplenie klimatu jest mu obce, co było powodem irytacji wielu osób ze względu na ciągnącą się zimę, której mało kto lubi. Średnia temperatura powietrza w miesiącu kwietniu w ostatnich latach ulega ciągłemu wzrostowi, co wpływa niewątpliwie na dynamikę zmian rocznej temperatury. Pytanie, czy w owy trend wpiszą się pozostałe miesiące...

Objaśnienia:
  • tśr - średnia temperatura;
  • tśr msc - średnia temperatura miesiąca;
  • tśr wiel - średnia temperatura w wieloleciu (wielolecie to przynajmniej 30-letni okres pomiarowy); dane dotyczące temperatur wielolecia zaczerpnięto z biuletynów IMGW dla Górnego Śląska (oddział Katowice);
  • zaznaczone na wykresie temperatury odnoszą się: w przypadku dnia do maksymalnej temperatury powietrza osiąganej zazwyczaj około godziny 14:00, w przypadku nocy do minimalnej temperatury powietrza osiąganej przeważnie w momencie wschodu słońca (noc zaliczana jest już do kolejnego dnia pomiarowego). Rejestracja minimalnej i maksymalnej dobowej temperatury jest łatwiejsza i daje pogląd na dynamikę zmian cieplnych powietrza atmosferycznego. Logika wskazuje jednak, że średnia temperatura miesiąca powinna być średnią średnich dobowych temperatur w danym miesiącu pomiarowym. Nie jest to błędne myślenie, ale możliwe do zrealizowania tylko przy elektronicznej, ciągłej rejestracji temperatury powietrza, na podstawie której wylicza się średnią dobową.