poniedziałek, 19 października 2009

Brazil!

I stało się, szczęście mu wreszcie dopisało. F1 była świadkiem pięknego wyścigu i świetnych emocji... i znów poznała nowego mistrza świata F1. To niesamowite, ale inter lagos dzieją się rzeczy przyspieszające tętno do maximum. Ten wyścig bije życiem jak cała roztańczona Brazylia z piłkarzami i siatkarzami włącznie na czele. Dramatyczna sesja kwalifikacyjna wyłoniła pretendenta do zwycięstwa w niedzielnym wyścigu, Rubensa Barrichello. Osobiście wierzyłem, że Rubens tak odjedzie czołówce, że wygra wyścig. A tu niespodzianka i pech, bo tylko ósme miejsce. Za to miłą niespodziankę sprawił Robert startując z czwartej linii i stając pierwszy raz w tym sezonie na podium. Zaskoczenie jego było tym większe, że na podium... pomylił się stając na trzecim stopniu! Wybaczamy i rozumiemy, bo po dłuższej nieobecności w ceremonii dekoracji najlepszych wyścigu mogło się trochę zapomnieć ;)
"We are the champions" - śpiewając, to znaczy fałszując, kończył wyścig Jenson Button, nowy mistrz świata. Dla Rossa Brawna to były niezapomniane chwile, ale przecież nie obce. Dobrze pamięta pewnie współpracę z Michaelem Schumacherem, a doświadczenie zaprocentowało w tym sezonie celująco. Taki ciekawy paradoks: zespół Brawn GP, ze skromną ekipą 50 pracowników na wyścigu, zgarnia wszystko, bijąc potężne kolosy jak Ferrari czy McLaren. No cóż, może to recepta na sukces :)
 

Brak komentarzy: