Ponad 400-stu ludzi. Wszyscy zajęci rozgrzewką, by nie zmarznąć w oczekiwaniu na wystrzał. Piff paff... Przejmująca cisza spowita odgłosem setek uderzeń butów o asfaltowe powierzchnie. Zapach powerade'ów, bananów i widok kolorowych kawalkad biegaczy. Coś w tym jest, że mnie wciąga i motywuje, można się w tym zakochać, oczywiście nie tak, jak w dziewczynie, ale działa jak motywator.
Zacząć gdzieś z tyłu to dobrze; wyprzedza się ludzi, a nie jest się wyprzedzanym. Z drugiej strony możliwość osiągnięcia lepszego wyniku jest ograniczona faktem wyprzedzania innych osób. Odgłos odbijanych podeszw ciągnie się jak tętent. Oddech coraz bardziej słyszalny. Każdy uczestnik masowego biegu pisze swoją historię startu, ma swoje cele i dąży do ich realizacji.
Dzisiejszy bieg w moim wykonaniu to zaskoczenie w pełnym wymiarze. Zamiar: sprawdzenie aktualnej dyspozycji, efekt: wyprzedzenie siebie na pełnej linii. Czas poniżej zakładanego w najlepszym przypadku jest nie do osiągnięcia przeze mnie w normalnym treningu. Zaskoczenie, takie pozytywne i mocno kręcące, mocny finisz. To naprawdę ja... ? Po chwili dotarło, że tak ;) Jeszcze w życiu nie miałem tak mocno rozciągniętego sezonu, zwłaszcza z porządnym akcentem na koniec. Teraz roztrenowanie i czas na inne formy sportu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz