Już niewiele zostało do tego, by zasiąść przy stole, przy wieczerzy, jednej takiej w roku. Choć w tym samym dniu trzeba jeszcze odbębnić pracę, to już czuć tempo zbliżających się świąt... coraz szybciej, intensywniej, bardziej, coraz więcej ludzi i krzątaniny wokół sklepowych szkieł i ich aluminiowych szkieletów. Wszędzie kolędy, festiwal światła, zgiełk i harmider szumnej wiary, spragnionej ostatnich okazji i kupującej co popadnie. Zapachy pierników i ciast wychodzą z budynków na ulice i przyciągają nosy na smaki z świątecznej paki.
Inaczej odbiera się świąteczny klimat, mając wolne od zawodowej pracy. Wtedy można się solidnie przygotować, co mnie omija w tym roku szeroko. Choć będą to pierwsze święta, gdzie tylko zerknę na ogrom wykonanej pracy przygotowawczej, włącznie z kulinarną częścią, mam nieodparte wrażenie, że "prześpię" ten czas... Szybko się żyje, czas nieubłaganie nabija licznik dni, warto by zwolnił i zatrzymał chwile świąt na dłużej, chociaż odczuwalnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz