Egzotyka i ekstremalne rekordy ciepła z górnej półki co do tegorocznego grudnia występują jako antonim rzeczywistości. Choć od kilku dni pogoda serwuje odwilż i mgliste pejzaże, nie sposób spróbować swoich sił na treningach na "świeżym" powietrzu (spowitym produktami spalania paliw stałych + odpadów...). Taka polska rzeczywistość... wysokie zapylenie, brud, brak odpowiedzialności za głupie odśnieżenie osiedlowej drogi... skąd to znamy. Ale przecież kogo to obchodzi. Ja się nie będę wysilał, niech to inni zrobią. Pogoda swoje, ale można przecież skorzystać z zimowych chwil i pokazać, że niestraszne są termiczne i śniegowe przeszkody. Bez pogodofrustracji!
Kolejną rzeczą jest moja ciekawość, w jaki sposób Polacy przyjęli nowe regulacje prawne nt. zakazu palenia w miejscach publicznych. Odpowiedź: po polsku, a jakże! Co to znaczy? Prawo sobie, a my sobie. Powodzenia i brawo za przykład dla przyszłych pokoleń! Szkoda, że głupoty nie można rozpoznać namacalnie i wzrokowo, bo przy niektórych to by można żniwa przeprowadzić, a owoce głupoty zbierać nawet kombajnem z 12-metrowym hederem. Nie przesadzam, po prostu kwituję polską rzeczywistość... z wrogimi spojrzeniami przy zwróceniu uwagi na ten problem. A komu to przeszkadza? Komentarz niech każdy sobie dopowie.
środa, 8 grudnia 2010
niedziela, 5 grudnia 2010
Sport underground
Powrót po kilku miesiącach wieje wielką ciekawością, co u mnie słychać... Blog zamilkł na długie tygodnie, tak długo, jak trwają opowieści Artura Andrusa kończące się krótką puentą ;)
Kluczowe starty tegoroczne zmusiły do ostrych przygotowań formy. Cele osiągnięte, przyszły rok zaplanowany, a po świętach Bożego Narodzenia ruszam z przygotowaniem do krakowskiego maratonu. Cel zacny, ambitny, ale możliwy do osiągnięcia. Istnieją jednak dwie przeszkody: trudności z utrzymaniem diety i fatalna pogoda (zresztą zima nie należy do moich ulubionych pór roku, wręcz jej nie znoszę z czterech powodów: zimno, śnieżnie, auta rdzewieją, a po przejściu zimy wielki brud i syf na ulicach). Przyszedł więc czas na undergroundowe sporty. Tak je nazywam, bo w moim kalendarzu rocznym są w zdecydowanej mniejszości. Staram się nie stracić formy, ale też poświęcić się innym dyscyplinom, tak zaniedbanym przeze mnie. Do treningów biegowych wplotłem łyżwy i squasha. Ten ostatni daje niezły wycisk, a mięśnie dają o sobie znać przez dwa następne dni ;). Wtedy człowiek wie, że wylał z siebie siódme poty.
Kluczowe starty tegoroczne zmusiły do ostrych przygotowań formy. Cele osiągnięte, przyszły rok zaplanowany, a po świętach Bożego Narodzenia ruszam z przygotowaniem do krakowskiego maratonu. Cel zacny, ambitny, ale możliwy do osiągnięcia. Istnieją jednak dwie przeszkody: trudności z utrzymaniem diety i fatalna pogoda (zresztą zima nie należy do moich ulubionych pór roku, wręcz jej nie znoszę z czterech powodów: zimno, śnieżnie, auta rdzewieją, a po przejściu zimy wielki brud i syf na ulicach). Przyszedł więc czas na undergroundowe sporty. Tak je nazywam, bo w moim kalendarzu rocznym są w zdecydowanej mniejszości. Staram się nie stracić formy, ale też poświęcić się innym dyscyplinom, tak zaniedbanym przeze mnie. Do treningów biegowych wplotłem łyżwy i squasha. Ten ostatni daje niezły wycisk, a mięśnie dają o sobie znać przez dwa następne dni ;). Wtedy człowiek wie, że wylał z siebie siódme poty.
czwartek, 22 lipca 2010
Na nowo
Czas upływa nieubłaganie, widać to także po ostatnich, niejako rzadkich postach... Treningi, praca, załatwianie spraw i tak codziennie. Mało czasu na wpisy nie oznacza, że nie mam ochoty się tu produkować. Przyszedł czas na zmiany. Jak to w życiu bywa, trzeba coś zmienić, udoskonalić, dążyć ku lepszemu...
Na początek wygląd bloga, bardziej realistyczny, świeży, wpadający w oko i ciekawszy. Trzeba podążać za trendami w wizualizacji swych wpisów, ogarnąć i pokazać coś w nowej formie i szacie. Cokolwiek robisz, rób to od początku do końca porządnie - życiowa dewiza, dla mnie niepodważalna.
Na początek wygląd bloga, bardziej realistyczny, świeży, wpadający w oko i ciekawszy. Trzeba podążać za trendami w wizualizacji swych wpisów, ogarnąć i pokazać coś w nowej formie i szacie. Cokolwiek robisz, rób to od początku do końca porządnie - życiowa dewiza, dla mnie niepodważalna.
poniedziałek, 28 czerwca 2010
21097
Pierwszy oficjalny półmaraton w nogach, to znaczy 21,097 km pokonane biegiem.
Wieczór po zachodzie słońca przy bezchmurnym niebie. Rozgrzany tłum biegaczy i atmosfera biegowego święta, choć bardziej skłonny jestem stwierdzić, że pokaz sportowego i zdrowego stylu życia... zwłaszcza osobom, które z niedowierzaniem i z dozą dezaprobaty spoglądały na przebiegających zawodników. 3 pętle po trochę pagórkowatej trasie wycisnęły wiele sił z ludzi, ale wprowadziły poważną selekcję biegowego peletonu.
Pierwsze kilometry to bieg spokojny i luźny. Myśli jeszcze wokół turystycznych walorów miasta, podziwianie i rozpoznanie trasy. Badanie własnych odczuć i test obranego tempa służyły pierwszym kilometrom pętli. Przyznam się, że narzuciłem sobie dość mocny rytm i musiałem tak trzymać aż do mety ...twardo. Kosztowało mnie to sporo sił i z irytującymi przygodami żołądkowymi nie było łatwo przezwyciężyć tych słabości. Druga pętla po mało udanym punkcie odżywczym ujawniła prawdziwe przygotowanie z ostatnich kilku tygodni do profilu trasy. Od tej pory myślałem już tylko w sposób następujący: coraz bliżej mety, coraz szybciej, coraz mocniej, nie można się poddać. Oddech rytmiczny i stały, tętno na ustabilizowanym poziomie, jedynie dolegliwości gastrologiczne dekoncentrowały... i rozwiązana sznurówka. Choć ta ostatnia przypadłość nie jest jakby dużym problemem, lecz wybija z rytmu i niepotrzebnie zabiera czas... poza tym jest niebezpieczna dla zmęczonych nóg. Przy trzeciej pętli, kiedy ramiona schodzą bardziej do ziemi, kilku biegaczy przechodzi w wolniejsze tempo, udało mi się zachować swoje tempo i przesunąć się o kilka pozycji do przodu. Dobrze, że stało się to na podbiegach, co świadczyło o dobrej bazie przygotowań we wcześniejszym okresie treningowym. Zmęczenie nie było tak dużym problemem jak dziwne przyjęcie napojów przez mój sprzęt trawienny. Cóż, walka z samym sobą była w tym momencie bardziej dosłowna. Ostatnia prosta, płaski profil dłużyła się, by wreszcie wejść w ostatni zakręt i wziąć sprint do samej mety. Taka kropka nad "i".
Wynik lepszy od oczekiwanego, więc zadowolenie i pozytywne odczucia jak najbardziej są na miejscu. Świetny pomysł na termin biegu, wspaniała atmosfera i równie piękne miejsce. Cóż więcej chcieć... Szkoda, że nie każdemu wystarczyło po biegu izotoników. Mimo to start bardzo udany i motywujący do kolejnych biegów; dobry prognostyk na wyjściu ze złych nawyków życiowych i żywieniowych. To też był cel tego biegu ;)
Wieczór po zachodzie słońca przy bezchmurnym niebie. Rozgrzany tłum biegaczy i atmosfera biegowego święta, choć bardziej skłonny jestem stwierdzić, że pokaz sportowego i zdrowego stylu życia... zwłaszcza osobom, które z niedowierzaniem i z dozą dezaprobaty spoglądały na przebiegających zawodników. 3 pętle po trochę pagórkowatej trasie wycisnęły wiele sił z ludzi, ale wprowadziły poważną selekcję biegowego peletonu.
Pierwsze kilometry to bieg spokojny i luźny. Myśli jeszcze wokół turystycznych walorów miasta, podziwianie i rozpoznanie trasy. Badanie własnych odczuć i test obranego tempa służyły pierwszym kilometrom pętli. Przyznam się, że narzuciłem sobie dość mocny rytm i musiałem tak trzymać aż do mety ...twardo. Kosztowało mnie to sporo sił i z irytującymi przygodami żołądkowymi nie było łatwo przezwyciężyć tych słabości. Druga pętla po mało udanym punkcie odżywczym ujawniła prawdziwe przygotowanie z ostatnich kilku tygodni do profilu trasy. Od tej pory myślałem już tylko w sposób następujący: coraz bliżej mety, coraz szybciej, coraz mocniej, nie można się poddać. Oddech rytmiczny i stały, tętno na ustabilizowanym poziomie, jedynie dolegliwości gastrologiczne dekoncentrowały... i rozwiązana sznurówka. Choć ta ostatnia przypadłość nie jest jakby dużym problemem, lecz wybija z rytmu i niepotrzebnie zabiera czas... poza tym jest niebezpieczna dla zmęczonych nóg. Przy trzeciej pętli, kiedy ramiona schodzą bardziej do ziemi, kilku biegaczy przechodzi w wolniejsze tempo, udało mi się zachować swoje tempo i przesunąć się o kilka pozycji do przodu. Dobrze, że stało się to na podbiegach, co świadczyło o dobrej bazie przygotowań we wcześniejszym okresie treningowym. Zmęczenie nie było tak dużym problemem jak dziwne przyjęcie napojów przez mój sprzęt trawienny. Cóż, walka z samym sobą była w tym momencie bardziej dosłowna. Ostatnia prosta, płaski profil dłużyła się, by wreszcie wejść w ostatni zakręt i wziąć sprint do samej mety. Taka kropka nad "i".
Wynik lepszy od oczekiwanego, więc zadowolenie i pozytywne odczucia jak najbardziej są na miejscu. Świetny pomysł na termin biegu, wspaniała atmosfera i równie piękne miejsce. Cóż więcej chcieć... Szkoda, że nie każdemu wystarczyło po biegu izotoników. Mimo to start bardzo udany i motywujący do kolejnych biegów; dobry prognostyk na wyjściu ze złych nawyków życiowych i żywieniowych. To też był cel tego biegu ;)
piątek, 28 maja 2010
Cel
Wreszcie porządny i zacny cel. Sportowy, własny, siły na zamiary, sprawdzian swoich słabości i twardości (co z czym wygra?)... Mając cel, warto skupić się na nim i dążyć do niego, umiejętnie planując i realizując treningowe wariacje. No cóż, jestem pewny dobrej drogi, to mi dodaje energii co dnia. Tak być powinno, bez względu na tegoroczną pogodę. Ruch to zdrowie. Samo zdrowie, w najprostszej formie.
P.S. Mowa o półmaratonie ;)
P.S. Mowa o półmaratonie ;)
niedziela, 23 maja 2010
Paliwo biegacza - kulinarny tuning
Już kiedyś pisałem o ciekawej potrawie, mianowicie ryżem z owocami (lub owocami z ryżem, jak kto woli). Ostatnio uznałem, że można wzbogacić ten kulinarny megahit trenujących na kilka sposobów. Dodać zamiast białego ryżu brązowy. Ten drugi ma więcej błonnika i witamin (co wynika z jego naturalnej okrywy ziarna, gdzie gromadzi się ich najwięcej), a jego postać charakteryzuje to, że zapewnia trwałe i równomierne wchłanianie glukozy w organizmie, przeciwnie do ryżu białego. Dla kogoś, kto pracuje nad redukcją masy ciała, brązowy ryż jest bardziej odpowiedni, gdyż nie pozwala wchłaniać wszystkich węglowodanów od razu. Jedno zastrzeżenie jednak... przed treningiem lub zawodami, gdzie procesy energetyczne będą bardziej zintensyfikowane, lepiej zastosować biały ryż.
Na korzyść brązowego ryżu przemawia też niższy indeks glikemiczny, co w przypadku redukcji masy ciała ma istotne znaczenie.
Jakie owoce wrzucić na talerz z ryżem? Tradycyjnie jabłko, banan, kiwi, pomarańcza, ale też ananas. Potrawę dopełnić płatkami kukurydzianymi, choćby nawet dla "efektów wizualnych" dania.
Teraz ciekawostka. Zarówno biały jak i brązowy ryż warto spożywać :) Smacznego.
Na korzyść brązowego ryżu przemawia też niższy indeks glikemiczny, co w przypadku redukcji masy ciała ma istotne znaczenie.
Jakie owoce wrzucić na talerz z ryżem? Tradycyjnie jabłko, banan, kiwi, pomarańcza, ale też ananas. Potrawę dopełnić płatkami kukurydzianymi, choćby nawet dla "efektów wizualnych" dania.
Teraz ciekawostka. Zarówno biały jak i brązowy ryż warto spożywać :) Smacznego.
poniedziałek, 3 maja 2010
Majowo nastrojowo
Zielono, kwitnąco, rześko i relaksująco - tak podsumować można ostatnie dni. Ponadto udane wesele, gdzie powierzono mi rolę starosty (choć mogłem się bardziej postarać), pokazało wspaniałą otoczkę zabawy i doborowego grona gości. Nie czułem zmęczenia ani na chwilę.
Dzień przed i dzień po weselu zaaplikowałem dwugodzinne mocne treningi mojemu organizmowi. Niesamowicie odpręża i odstresowuje. Kiedyś wspomniałem, że bieg dobry na wszystko i tego się trzymam. W zdrowym ciele zdrowy duch.
W chwilach relaksu dobry na odstres jest również przyjemny chillout. Poniżej znany kawałek sceny trance w ambient'owej aranżacji :)
Dzień przed i dzień po weselu zaaplikowałem dwugodzinne mocne treningi mojemu organizmowi. Niesamowicie odpręża i odstresowuje. Kiedyś wspomniałem, że bieg dobry na wszystko i tego się trzymam. W zdrowym ciele zdrowy duch.
W chwilach relaksu dobry na odstres jest również przyjemny chillout. Poniżej znany kawałek sceny trance w ambient'owej aranżacji :)
środa, 14 kwietnia 2010
Polskość - zapadła zazdrość
Ostatnie dni należą do smutnych i refleksyjnych. W atmosferze powagi i narodowej żałoby wyrosły głosy o miejscu pochówku Pary Prezydenckiej, do tego przeszyte burzliwą dyskusją (przerywającą ciszę i żałobę) na temat zasadności wyboru miejsca. Czy na pewno Wawel? Obok króli i zasłużonych dla narodu polskiego?
Zacznę od tego, że każdy pochówek na Wawelu rodził burzliwe i zazdrosne pohukiwania niezadowolonych obywateli naszego pięknego kraju. Żałoba w niektórych sercach skończyła się z dniem ogłoszenia decyzji o miejscu wiecznego spoczynku, które dla wielu było i jest nie do przełknięcia w odniesieniu do Prezydenckiej Pary. Wątpliwości i pytania będą zawsze, choć osobiście widziałbym inne miejsce. Mimo to szanuję decyzję, choć jestem zwolennikiem Powązek. Sztuką nie jest protestować i ośmieszać siebie swoją postawą w chwili ciszy i zadumy czasu żałoby, a zrozumieć i uszanować czyjeś decyzje. Z drugiej strony pewien profesor zasugerował, by obok prezydenckiego sarkofagu umiejscowić tablice pamiątkowe z nazwiskami pomordowanych w Katyniu i tragicznie zmarłych w katastrofie TU-154 w Smoleńsku. Słusznie i symbolicznie, zgadzam się z profesorem. Dodatkowy wymiar symboliki, choć ze względów logistycznych i lokalizacyjnych nie sposób, by spoczęli tam wszyscy tragicznie zmarli w ostatniej katastrofie.
Istotą jest nie rozdrapywać bezskutecznych polemik, pokazując podwójne oblicze smutnych twarzy, bo logicznym jest fakt, że miejsce jest jak najbardziej godne, choć osobiście widziałbym inne, bardziej rozległe i z wieloma zasłużonymi osobistościami obok. Gros osób przerywa atmosferę zadumy "szczerząc zęby" i pokazując swe prawdziwe oblicze, całkiem inne i odmienne od ostatnich zachowań. Jak to nazwać? Wszak to nasza zapadła zazdrość - polskość. Bez dwóch zdań.
Zacznę od tego, że każdy pochówek na Wawelu rodził burzliwe i zazdrosne pohukiwania niezadowolonych obywateli naszego pięknego kraju. Żałoba w niektórych sercach skończyła się z dniem ogłoszenia decyzji o miejscu wiecznego spoczynku, które dla wielu było i jest nie do przełknięcia w odniesieniu do Prezydenckiej Pary. Wątpliwości i pytania będą zawsze, choć osobiście widziałbym inne miejsce. Mimo to szanuję decyzję, choć jestem zwolennikiem Powązek. Sztuką nie jest protestować i ośmieszać siebie swoją postawą w chwili ciszy i zadumy czasu żałoby, a zrozumieć i uszanować czyjeś decyzje. Z drugiej strony pewien profesor zasugerował, by obok prezydenckiego sarkofagu umiejscowić tablice pamiątkowe z nazwiskami pomordowanych w Katyniu i tragicznie zmarłych w katastrofie TU-154 w Smoleńsku. Słusznie i symbolicznie, zgadzam się z profesorem. Dodatkowy wymiar symboliki, choć ze względów logistycznych i lokalizacyjnych nie sposób, by spoczęli tam wszyscy tragicznie zmarli w ostatniej katastrofie.
Istotą jest nie rozdrapywać bezskutecznych polemik, pokazując podwójne oblicze smutnych twarzy, bo logicznym jest fakt, że miejsce jest jak najbardziej godne, choć osobiście widziałbym inne, bardziej rozległe i z wieloma zasłużonymi osobistościami obok. Gros osób przerywa atmosferę zadumy "szczerząc zęby" i pokazując swe prawdziwe oblicze, całkiem inne i odmienne od ostatnich zachowań. Jak to nazwać? Wszak to nasza zapadła zazdrość - polskość. Bez dwóch zdań.
wtorek, 13 kwietnia 2010
Coś nie tak
Chwile zastanowienia, zwłaszcza w ostatnich dniach żałoby, nasuwają troszkę pytań odnośnie własnych perspektyw i własnego stylu życia. Alarmująco uderzają do głowy, lekceważąco są odpierane. Burza różnych myśli i samopoczucia każą zadać pytanie, skąd takie spektrum monotonii i bezcelowości wrzyna się w życie? Pytanie stanowcze, odpowiedzi uzasadnione po części... Lepiej byłoby, aby w całości i kompleksowo rozwiązały wątpliwość...
wtorek, 30 marca 2010
Muzyczne endorfiny
Ostatnio po głowie śmiga mi jeden kawałek, trance w najlepszym wydaniu, energetyczny jak Red Bull z neotransmiterem razem wzięte. Ów tune znaleźć można w najnowszej kompilacji ATB, będącej kontynuacją świetnej serii The DJ In The Mix, teraz już w piątej odsłonie. Mowa o Fischerspooner - Supply & Demand (Moguai Mix). W remiksie Moguai'a odczuć można prawdziwe piki endorfin, niosące mnóstwo energii i pozytywnych wibracji.
czwartek, 25 marca 2010
Zaskoczenie
Zaskoczenie ma różny wymiar. Możesz być mile zaskoczony, niespodziewanie, niecodziennie, inaczej niż dotychczas, w innym miejscu niż zwykle, ...niż już ładny czas temu. Bez improwizacji i spontanicznie. W pracy. Tak wygląda niespodzianka dnia poczyniona w mijającym dniu przez znajomych. Przez chwilę wydawało mi się, że świat zatrzymał się w miejscu, nie bez przyczyny. Świat się zatrzymał w miejscu nie dla nich, a dla mnie, mimo iż z innej perspektywy patrzy każdy teraz na życie. Pomyślałem sobie, że warto cieszyć się z prostych rzeczy, ale mających wymiar metafizyczny, intelektualny, bezpretensjonalny, o charakterze miłych wspomnień, przywołujących nawet te rozczarowujące. Sens codziennego dążenia do perfekcji w zawodzie, nabierania doświadczenia zawodowego i wyznaczania nowych, bardziej ambitnych celów nabrało nowego znaczenia. Jednakże przyszły myśli o życiowym szczęściu, które jednym jest dane bardziej, drugim mniej. Ja należę pod jednym względem do tych drugich.
wtorek, 16 marca 2010
Wartości, które...
Szeroko pojęte. Ostatnio spróbowałem zdefiniować i odkryć prawdziwe źródła codziennej szarości, szarości - polskości, szarości witalnej, nie atmosferycznej meteorologicznie, a socjologicznie i w aspekcie wzajemnych relacji ludzkich. Zabrzmiało skomplikowanie i zawile, nie da się ukryć. Szperając w słowach i wierszach czytanych ostatnio mądrych książek i felietonów natrafiłem na odpowiedź z powyższej wątpliwości. Odpowiedź prostą i konkretną, dobitnie konkretną i treściwą, opisującą w całości błędne ścieżki codzienności lub drogi ku niej.
Słowa, jakie są poniżej zapisane, wypowiedziane zostały przez Mahatmę Gandhiego, hinduskiego twórcy państwowości indyjskiej i propagatora pacyfizmu. Wartości (a może ich brak, czyli niewartości!), które wpływają destrukcyjnie na ludzi, Mahatma opisał następującymi słowami:
bogactwo bez pracy
przyjemność bez sumienia
wiedza bez charakteru
handel bez moralności
nauka bez humanizmu
praca bez poświęcenia
polityka bez zasad.
Święte słowa. Znamienne i jakby... znajome.
Słowa, jakie są poniżej zapisane, wypowiedziane zostały przez Mahatmę Gandhiego, hinduskiego twórcy państwowości indyjskiej i propagatora pacyfizmu. Wartości (a może ich brak, czyli niewartości!), które wpływają destrukcyjnie na ludzi, Mahatma opisał następującymi słowami:
bogactwo bez pracy
przyjemność bez sumienia
wiedza bez charakteru
handel bez moralności
nauka bez humanizmu
praca bez poświęcenia
polityka bez zasad.
Święte słowa. Znamienne i jakby... znajome.
czwartek, 11 marca 2010
W oczach... z oczu...
Pewnego wieczoru postanowiłem zajrzeć na wielki ekran ostatnich thrillerów. Sprawy rezerwacji załatwiłem wcześniej, po czym na seans udałem się wprost po pracy. Nic w tym dziwnego, gdyby nie duża kolejka, w której należało się ustawić. Kilka kas, kilka równie długich kolejek. Mimo to, humory na twarzach oczekujących po bilety ludzi wskazywały na rozrywkowy i relaksujący nastrój, bez zbędnej nerwowości i krzywych spojrzeń wzorem sąsiadki - sprzątaczki, która wypali człowieka wzrokiem, kiedy tylko przejdzie po świeżo przetartej powierzchni płaskiej. Parę minut w kolejce, czekanie okraszone rozmową ze znajomymi, kilka uwag, wymiana opowieści ze zdarzeń mijającego dnia, pełny relaks i odpoczynek po pracy. Wreszcie kupno biletów. Za ladą miła dziewczyna o niebanalnej urodzie, wymiana spojrzeń, uśmiechy i to ciekawe patrzenie "z oczu". Tak patrząc wokół, nie było faceta, który by się jej nie przyjrzał. Nie ukrywam, że ja też. Fenomen kobiecego spojrzenia wobec dystansu. Idąc do sali wiedziałem, że i film wpisze się w dobry nastrój mijającego dnia. Autor Widmo wobec szerokiego grona produkcji ekranowych okazał się ciekawym, innym, a zarazem intrygującym filmem ostatnich miesięcy. Lubię i cenię inność, a intrygę uważam w tym miejscu za pozytyw i nutę inspiracji do zmagań z codzienną szarówą zawodową. Niektórzy uznali The Ghost Writera za średnią produkcję. Ja uważam, że ocena bardzo dobra się należy, tym bardziej, że w taki subtelny, a zarazem ciekawy sposób opowiedziana. To mi imponuje, a brakiem banału zachwyca. Zakończenie też niespodziewane, ale w cichości analizującego umysłu dopuszczalna była myśl z pytaniem, do którego momentu główny bohater uniknie tragicznej śmierci...
Szczerze: ciekawe zakończenie dnia dobrym filmem to równie dobry motyw na relaksację i dobry sen.
Szczerze: ciekawe zakończenie dnia dobrym filmem to równie dobry motyw na relaksację i dobry sen.
niedziela, 7 marca 2010
Rzewnie
Weekend minął, rzewnie i kręcąco, twórczo, także z rzewnym przejedzeniem. Coś mam problem ostatnio z utrzymaniem cugli apetytu. Mam na to sposób, oby się sprawdził. Nie dać się ponieść to grunt i podatny element motywacji, ale też cel, do którego się dąży. O co kaman? O zbędne kilogramy, które niepotrzebnie obciążają organizm i buty ;) Przezwyciężyć siebie, wiosennie podejść do tematu, tym bardziej, że sezon kolarski się zacznie. Każdy kilogram wtedy jest zbędny i niepotrzebny jak balast. Jeśli mowa o kolarstwie, wkrótce ciekawy post nt. rozsądnego cenowo sprzętu do ścigania. A jest w czym wybierać.
sobota, 27 lutego 2010
MUGEN 200 tylko w UK

Honda odpowiedziała na potrzeby klientów limitowaną edycją wersji Type-R w postaci MUGEN 200. Wygląd bez dwóch zdań sportowy i dynamiczny, agresywne spojrzenie i biały (teraz w modzie) kolor. Felgi 19", malowane na czarno lusterka, tylny spojler i znaczek MUGEN z tyłu "budy". Wewnątrz więcej białych elementów i dyferencjał o ograniczonym uślizgu. Już można składać zamówienia, dostępny będzie w salonach od kwietnia 2010. Już wybierałem się do salonu, kiedy w ostatnich słowach producenta wyczytałem info, że samochód dostępny tylko na rynku angielskim. Tylko 200 sztuk. Limitowanych smaczków 201-konnych.
W Polsce Honda też ma coś ekstra, na pocieszenie. Civic Type-R Special Edition w kolorze White Championship. Choć dostępna już od jakiegoś czasu, posiada ten sam silnik i mechanizm różnicowy o ograniczonym uślizgu, białe felgi 18" zamiast 19-tek oraz kilka pięknych dodatków do karoserii. Type-R zawsze wzbudzał emocje, teraz je nie tylko wzmacnia, ale roznieca jak miotacz ognia. 201 KM bez tematu turbodoładowania, taka ciekawostka konstrukcyjna. Czyżby inżynierowie Hondy brzydzili się turbosprężarkami? Po prostu postawili na adrenalinę w postaci widoku wskazówki blatu obrotomierza muskającej czerwone pole... Bez dodatkowych urządzeń.
Biała strzała.

Odwilż
Od ponad tygodnia pogoda uraczyła nas lepszą atmosferą i, można powiedzieć, lekko wiosenną termiką. Zwały topniejącego śniegu odsłoniły wiele niespodzianek po ostrej zimie. Na kierowców zaczęły wyglądać garby asfaltu i dziury jak po ostrzale plutonu wojskowego. Dziury to mało powiedziane, bo nieraz trafią się wyrwy wielkości kratera, a czasem zapaści jak leje powyrobiskowe. Inna rzecz na chodnikach. Śmietnik, brud, błoto i masa brązowych odpadów organicznych po czworonożnych pupilach. Smród i brud, syf i dziadostwo - dosadnie i literalnie. Wychodzi poziom cywilizacji i dbałość o porządek w polskim stylu. A wyrzucę, bo nie moje, a i tak będzie ktoś sprzątał. I chodzą takie "ktosie", tu butelka po Lechu, tam po Starogardzkiej, obok pety po Viceroy'ach i sterty papierków i folii. Później narzekania, że brudno i pełno śmieci. Jakie zachowanie i kultura wśród obywateli, taki widok. Potrzeba jeszcze wiele lat, by niektóre głowy zaczęły myśleć nie tylko o innych, ale o przyszłości swojej i swoich dzieci, a także tego, co nas otacza. Przykład idzie z góry, jednak w wielu przypadkach należałoby przysposobić dorosłych do życia w społeczeństwie w poszanowaniu drugiego człowieka i środowiska. Szkoda, że w polskich warunkach świadomość dotycząca stricte otaczającej nas natury jest na dość prymitywnym poziomie w porównaniu z zachodnimi standardami. Zmiany następują, ale najpierw muszą nastąpić w głowach (pustych w wielu przypadkach) samych ludzi...
niedziela, 21 lutego 2010
Dzielenie skóry na niedźwiedziu
Zimowa olimpiada w Vancouver potrafi dostarczyć wiele emocji. Jak zawsze jest się czym zachwycać, jest kogo podziwiać i komu kibicować. Oczekiwać na medale również, ale w cichości serca, nie w burzy medialnej i presji ze strony dziennikarzy.
- Drodzy dziennikarze! Nie przydzielajcie medali naszym sportowcom przed startem, nie piszcie, nie mówcie, że ktoś biegnie po złoto, kiedy rozgrywana dyscyplina jeszcze się nie zakończyła! - mój osobisty apel.
Dlaczego? Wiem, co znaczy ogromny wysiłek, koncentracja i sportowa rywalizacja. Sportowcy to nie maszyny do "robienia" wyników i trzepania kasy. Po drugie, presja wyniku nie jest motywująca, a dobijająca. Dać komuś wystartować na psychicznym luzie, wolno od szczekających niektórych mediów, to pozwolić na odegranie wielkiego sportowego widowiska na najwyższym światowym poziomie, w olimpijskiej scenerii i atmosferze... wystartować i pokazać piękno danej dyscypliny. Przykładowo nasza Justyna startując na 15 km podczas piątkowego biegu, dała z siebie wszystko (pasjonujący bieg i walka do ostatnich centymetrów o brąz, coś niesamowitego!). To nic, że nie zdobyła złota, choć media nakręciły otoczkę złotego medalu na jej szyi i przyznały jej już medal przedwcześnie. Wstrzymajmy się z tym - jak świetnie stwierdził komentator Tomaszewski - przyznawaniem medali, dajmy sportowcom uczestniczyć w wielkiej sportowej walce... oczywiście na zasadach fair play. Wtedy po tej pięknej i pasjonującej rywalizacji oceńmy i przyznajmy trofeum uczestnikom olimpijskiego spektaklu.
Moja osobista propozycja dla wszystkich dziennikarzy, którzy "wieszają" medale przedwcześnie (powiedziałbym, że propagandowo), a już na pewno mówiących, że się komuś nie powiodło, że zawalił... Proponuję stanąć w prawdziwej, sportowej walce na olimpijskiej trasie i ukończyć ją osiągnięciem mety! Każdy i bez wyjątku. Wtedy zobaczylibyśmy, kto wie, o co najbardziej chodzi w sporcie i dlaczego niektórym się nie udaje. A dlaczego? Bo taka jest natura sportu, zaskakująco piękna i ciekawa, jest ponad wszystkimi powszechnymi stereotypami i konotacjami, literalnie pokazuje ducha prawdziwej walki i poświęcenia wszystkich sił, ich rozkładu (jak w fizyce), opanowania, skupienia. Kto połączy umiejętnie i optymalnie te wszystkie rzeczy, staje na podium. Owszem, dla takich chwil się żyje, takie są najbardziej wzruszające i dumne, jedyne, niepowtarzalne. Medali nie zdobywa się od tak sobie, pracuje się na nie latami, dlatego są one ukoronowaniem niezwykle mozolnej i ciężkiej pracy sportowca. W końcu każdy uczestnik olimpiady przygotowuje formę na ten moment, na igrzyska, by pokazać, na co naprawdę go stać. Powinniśmy to uszanować, a nie domagać się medali i mieszać z błotem niepowodzenia sportowców i ich samych. Nie mogę tego zrozumieć, że ktoś, kto jest na sportowym piedestale (czyli jest w formie), jest chwalony i podziwiany, a gdy mu nie wychodzi, spychany na granicę krytyki i "wieszania psów". Wychodzi wtedy ludzka małostkowość i chciwość, żeby nie powiedzieć chamstwo. Radzę się opanować i racjonalnie podejść do tematu, bo inaczej zostanie tylko jedna szufladka: żal.pl.
- Drodzy dziennikarze! Nie przydzielajcie medali naszym sportowcom przed startem, nie piszcie, nie mówcie, że ktoś biegnie po złoto, kiedy rozgrywana dyscyplina jeszcze się nie zakończyła! - mój osobisty apel.
Dlaczego? Wiem, co znaczy ogromny wysiłek, koncentracja i sportowa rywalizacja. Sportowcy to nie maszyny do "robienia" wyników i trzepania kasy. Po drugie, presja wyniku nie jest motywująca, a dobijająca. Dać komuś wystartować na psychicznym luzie, wolno od szczekających niektórych mediów, to pozwolić na odegranie wielkiego sportowego widowiska na najwyższym światowym poziomie, w olimpijskiej scenerii i atmosferze... wystartować i pokazać piękno danej dyscypliny. Przykładowo nasza Justyna startując na 15 km podczas piątkowego biegu, dała z siebie wszystko (pasjonujący bieg i walka do ostatnich centymetrów o brąz, coś niesamowitego!). To nic, że nie zdobyła złota, choć media nakręciły otoczkę złotego medalu na jej szyi i przyznały jej już medal przedwcześnie. Wstrzymajmy się z tym - jak świetnie stwierdził komentator Tomaszewski - przyznawaniem medali, dajmy sportowcom uczestniczyć w wielkiej sportowej walce... oczywiście na zasadach fair play. Wtedy po tej pięknej i pasjonującej rywalizacji oceńmy i przyznajmy trofeum uczestnikom olimpijskiego spektaklu.
Moja osobista propozycja dla wszystkich dziennikarzy, którzy "wieszają" medale przedwcześnie (powiedziałbym, że propagandowo), a już na pewno mówiących, że się komuś nie powiodło, że zawalił... Proponuję stanąć w prawdziwej, sportowej walce na olimpijskiej trasie i ukończyć ją osiągnięciem mety! Każdy i bez wyjątku. Wtedy zobaczylibyśmy, kto wie, o co najbardziej chodzi w sporcie i dlaczego niektórym się nie udaje. A dlaczego? Bo taka jest natura sportu, zaskakująco piękna i ciekawa, jest ponad wszystkimi powszechnymi stereotypami i konotacjami, literalnie pokazuje ducha prawdziwej walki i poświęcenia wszystkich sił, ich rozkładu (jak w fizyce), opanowania, skupienia. Kto połączy umiejętnie i optymalnie te wszystkie rzeczy, staje na podium. Owszem, dla takich chwil się żyje, takie są najbardziej wzruszające i dumne, jedyne, niepowtarzalne. Medali nie zdobywa się od tak sobie, pracuje się na nie latami, dlatego są one ukoronowaniem niezwykle mozolnej i ciężkiej pracy sportowca. W końcu każdy uczestnik olimpiady przygotowuje formę na ten moment, na igrzyska, by pokazać, na co naprawdę go stać. Powinniśmy to uszanować, a nie domagać się medali i mieszać z błotem niepowodzenia sportowców i ich samych. Nie mogę tego zrozumieć, że ktoś, kto jest na sportowym piedestale (czyli jest w formie), jest chwalony i podziwiany, a gdy mu nie wychodzi, spychany na granicę krytyki i "wieszania psów". Wychodzi wtedy ludzka małostkowość i chciwość, żeby nie powiedzieć chamstwo. Radzę się opanować i racjonalnie podejść do tematu, bo inaczej zostanie tylko jedna szufladka: żal.pl.
poniedziałek, 15 lutego 2010
Trzy charaktery
Małe i z charakterem. Mocne, a w najmocniejszych wersjach ostre jak chili. Agresywne i stylowe, z przednimi drzwiami bez ramek (takie lubię najbardziej), choć nie do końca... Audi z ramkami typu mikro. Miażdżące ceny, ale kto na to patrzy. Przecież nie po to zostały te samochody stworzone, by szukać kompromisu między projektem a księgowością. Muszą pięknie, a nawet szpanersko wyglądać, by mieć charakter, charyzmę, emocje, są pojazdami-gadżetami. Takim czymś najlepiej się jeździ, wzdycha jak do pięknej kobiety, wreszcie pociągają one jak Eva Mendes. Nie mają bagażników, by wozić cały arsenał tipsów Joli Rutowicz, ani też różowego konia (ponoć jej najlepszego doradcy). Nie konkurują z innymi klasami pojazdów jak Golf z Golfem Plus, ale proponują coś odmiennego. Mini serwuje przełączniki rodem z lotnictwa i rajdów (taki smaczek w dobie guziczków i pokrętełek), Alfa godzi sportowy charakter z ergonomią i wielkością wnętrza, Audi proponuje z kolei stonowane wnętrze z technologią LED.

Mini Cooper w wersji S i z pakietem John Cooper Works wygląda naprawdę kusząco i ostro. Porusza się przyklejony jak gokart do toru, nie brak w nim agresywnej opryskliwości i zadziornego spojrzenia. 170 KM do dyspozycji, funkcja overboost i frajda z jazdy tak wielka, jak droga z czeskiej granicy do Gdyni. Dynamiczny, szybki i z systemami do odzysku energii. Choć stylowy i mało praktyczny, porywczy i przewidywalny jak matematyka metryczna. W nim nie zakochasz się po czasie, tylko od razu, od pierwszego wejrzenia... Taki już jest, a BMW dobrze wiedziało czym ten model przyprawić i jak skroić jego parametry. Właścicielowi śniły się będą zakręty pokonywane jak gokartem oraz świetne spektrum dźwięku generowane za sprawą pracującego wydechu. Przepływy gazów wylotowych silnie turbulentne...

Niedawno zaprezentowano białego hot hatch'a spod znaku Alfy, nadano mu imię Quadrifoglio Verde, co znaczy... zielona koniczyna. Zielona to ona na pewno nie jest, raczej biała i na pewno szokująco agresywna. Mi gusto, mi gusto es, bella, bellisima. Włosi wiedzą, co podkreślić, jakie linie nadać i podchodzą do tego zadania z takim pietyzmem, jak "stabilni" faceci szarmancko wobec kobiet. Jednostka 1.4 MultiAir TBi pobrzmiewa 170. koniami i nie wstydzi się posypać decybelami z wydechu jak kabaret Łowcy.B humorem... przy czym ci ostatni robią to spontanicznie, Alfa natomiast raczy przewidywalnością (choć mniejszą niż w przypadku Mini). I te piękne drzwi bez ramek...

Debiutant. Nowe wcielenie Audi i próba zawojowania rynku. Jeszcze przed oficjalną premierą genewską, ale część tajemnic już zostało odkrytych. Kontrasty kolorystyczne na wzór Mini, diodowe technologie LED i kopie rozwiązań z innych modeli Audi. Charakter ze stonowanym, ale ładnym stylem. Przyciąga wzrok i kusi, by zajrzeć, co to za mieszaniec, bo taki na pewno jest. Spojrzenie równie agresywne jak u starszych braci z rodziny Audi i oszczędne jednostki napędowe. Jak oszczędne, zweryfikuje praktyka, czyli już niedługo. Czy będzie tak porywczy jak Mini, inspirujący i ergonomiczny jak Alfa (bez zaskakujących smaczków) czy wniesie do klasy "kompaktogadżetów" coś nowego? Czas pokaże, czy zazdrość konkurentów będzie warta grzechu.

Mini Cooper w wersji S i z pakietem John Cooper Works wygląda naprawdę kusząco i ostro. Porusza się przyklejony jak gokart do toru, nie brak w nim agresywnej opryskliwości i zadziornego spojrzenia. 170 KM do dyspozycji, funkcja overboost i frajda z jazdy tak wielka, jak droga z czeskiej granicy do Gdyni. Dynamiczny, szybki i z systemami do odzysku energii. Choć stylowy i mało praktyczny, porywczy i przewidywalny jak matematyka metryczna. W nim nie zakochasz się po czasie, tylko od razu, od pierwszego wejrzenia... Taki już jest, a BMW dobrze wiedziało czym ten model przyprawić i jak skroić jego parametry. Właścicielowi śniły się będą zakręty pokonywane jak gokartem oraz świetne spektrum dźwięku generowane za sprawą pracującego wydechu. Przepływy gazów wylotowych silnie turbulentne...

Niedawno zaprezentowano białego hot hatch'a spod znaku Alfy, nadano mu imię Quadrifoglio Verde, co znaczy... zielona koniczyna. Zielona to ona na pewno nie jest, raczej biała i na pewno szokująco agresywna. Mi gusto, mi gusto es, bella, bellisima. Włosi wiedzą, co podkreślić, jakie linie nadać i podchodzą do tego zadania z takim pietyzmem, jak "stabilni" faceci szarmancko wobec kobiet. Jednostka 1.4 MultiAir TBi pobrzmiewa 170. koniami i nie wstydzi się posypać decybelami z wydechu jak kabaret Łowcy.B humorem... przy czym ci ostatni robią to spontanicznie, Alfa natomiast raczy przewidywalnością (choć mniejszą niż w przypadku Mini). I te piękne drzwi bez ramek...

Debiutant. Nowe wcielenie Audi i próba zawojowania rynku. Jeszcze przed oficjalną premierą genewską, ale część tajemnic już zostało odkrytych. Kontrasty kolorystyczne na wzór Mini, diodowe technologie LED i kopie rozwiązań z innych modeli Audi. Charakter ze stonowanym, ale ładnym stylem. Przyciąga wzrok i kusi, by zajrzeć, co to za mieszaniec, bo taki na pewno jest. Spojrzenie równie agresywne jak u starszych braci z rodziny Audi i oszczędne jednostki napędowe. Jak oszczędne, zweryfikuje praktyka, czyli już niedługo. Czy będzie tak porywczy jak Mini, inspirujący i ergonomiczny jak Alfa (bez zaskakujących smaczków) czy wniesie do klasy "kompaktogadżetów" coś nowego? Czas pokaże, czy zazdrość konkurentów będzie warta grzechu.
poniedziałek, 8 lutego 2010
Szybciej
Grunt to przełamać się i poddać czasami adrenalinie. Dać się ponieść, ale świadomie i spróbować małymi kroczkami, by zasmakować tego, co się dotychczas nie potrafiło, zaczerpnąć świeżości garściami. Jak w każdej dziedzinie, tak i w łyżwiarstwie trzeba robić postępy, ciągle inwestować w siebie. Istotą coraz szybszej jazdy jest zastosowanie bardziej pożądanych technik rodem z wyścigu panczenistów. Przyjemność i adrenalina - koktajl wyśmienity.
niedziela, 7 lutego 2010
Integracja
Firma to nie tylko praca, ale też spotkania i wyjazdy integracyjne. Mijający weekend wpisał się pod hasłem megaimprezy firmowej, która w doborowym towarzystwie i ekskluzywnym miejscu zaoferowała szereg atrakcji. Odpoczynek myśli, relaks umysłu i integracja pod hasłem "dziś to nie my". Różne zachowania, relatywne znajomości, popuszczone cugle i morale na zakazanych poziomach.
Mity o wyjazdach firmowych i konferencjach nie są czymś obcym i przesadzonym. Można się o tym przekonać. Oczywiście wszystko zależy od moralności osób lub jej braku. Sami pracownicy, bez rodzin, dzieci, pozwalają sobie na chwile ulotności, zapomnienia, dając ponieść się pożądaniu, gdzie hamulce chwilowo mają awarię. Świadomie plus procentowe atrakcje. Prawdziwe osobowości wychodzą, niejedno słowo padnie na śliski grunt, niejedno serce się złamie ...poniosą emocje. Nie wszyscy. Ale przez taki pryzmat postrzega się później integracyjne imprezy. "Jesteśmy zwierzętami" - ktoś dobrze podsumował stołowe wiraże przy litrach wiadomych napojów. Twardzi mocno walczą prężąc muskuły i klaty mocnych głów. Parkiet rozgrzany uniwersalnymi rytmami, jedni dogorywają przy stołach lub w pokojach sącząc "E129" (wg RON).
Wspomnienia zostaną, miłe, ciekawe i konkretne, czasem nawet niechciane. Najbardziej niechciane są następnego dnia, zwłaszcza gdy głowa pobolewa, a człowiek czuje się tak nijako, taki rozbity i... no wiadomo co ;) Gorzka herbata bez cukru i cytryny dobrze robi.
Mity o wyjazdach firmowych i konferencjach nie są czymś obcym i przesadzonym. Można się o tym przekonać. Oczywiście wszystko zależy od moralności osób lub jej braku. Sami pracownicy, bez rodzin, dzieci, pozwalają sobie na chwile ulotności, zapomnienia, dając ponieść się pożądaniu, gdzie hamulce chwilowo mają awarię. Świadomie plus procentowe atrakcje. Prawdziwe osobowości wychodzą, niejedno słowo padnie na śliski grunt, niejedno serce się złamie ...poniosą emocje. Nie wszyscy. Ale przez taki pryzmat postrzega się później integracyjne imprezy. "Jesteśmy zwierzętami" - ktoś dobrze podsumował stołowe wiraże przy litrach wiadomych napojów. Twardzi mocno walczą prężąc muskuły i klaty mocnych głów. Parkiet rozgrzany uniwersalnymi rytmami, jedni dogorywają przy stołach lub w pokojach sącząc "E129" (wg RON).
Wspomnienia zostaną, miłe, ciekawe i konkretne, czasem nawet niechciane. Najbardziej niechciane są następnego dnia, zwłaszcza gdy głowa pobolewa, a człowiek czuje się tak nijako, taki rozbity i... no wiadomo co ;) Gorzka herbata bez cukru i cytryny dobrze robi.
czwartek, 4 lutego 2010
Rok wypowiedzi
To dziś? Bez cienia wątpliwości, bez ordynarnych słów, propagandowych wypowiedzi, przypuszczających wątków. Czas to główny wyznacznik postępującego życia, progresji zdarzeń, nieustępującej i nieuzasadnionej pogoni codzienności. Konstruktywne wnioski i lukratywne spojrzenia determinują sposoby myślenia i pisania. Taki jest ten blog, taki ma charakter i wydźwięk. Rok czasu pokazał, jak wiele się zmieniło i przeżyło. Na pewno będzie o czym pisać, to wiadomo na 100%, bez zaprzeczeń...
wtorek, 2 lutego 2010
Zakorzeniony naród
Jacy jesteśmy, jak nas jako naród postrzegają inne nacje i społeczności? Panuje opinia i przekonanie o pracowitym Polaku, ale też obojętnym, oschłym i nieprzyjemnym wobec drugiego człowieka. Pokątnie i z kamienną twarzą potrafi pokombinować, ukraść, wypić dużo i poczynić szkody. Taki obraz Polaków odczytywany jest przez wielu ludzi i to nie tylko za granicą. Dlaczego tak się dzieje?
Źródłem owych przekonań jesteśmy my sami, a owe przekonania powielane są następnie przez kolejnych osobników homo sapiens. Nie biorą się one znikąd. Wnioski i obrazy przychodzą na podstawie kilku jednostek. Prawdą jest jednak, że drzemie w nas nieoceniona zawiść, chęć odreagowania agresywnym popisem, wyszukiwanie w zachowaniach i wypowiedziach ukrytego dna, pochopne ocenianie przez pryzmat utartych stereotypów i przeświadczeń.
Typowy obraz polskości, wyjęty z życia codziennego, opisano w książce "My, naród" znanego dziennikarza i prezentera. Tomasz L. w swojej pozycji zwraca uwagę na naturalność i typowe zachowania rodaków. "Nieżyczliwość na ulicy, gburowatość w autobusie, w kolejce, w tramwaju, groźne spojrzenia, warczenia, pohukiwanie, przekleństwa, niech no ten baran stojący przede mną ruszy wreszcie, nie widzi, że od dwóch sekund pali się zielone światło? Klaksonem go pogonię, palec środkowy pokażę, on mi zresztą najpewniej też". Czyż tak nie jest? Śmiejemy się cicho pod nosem stwierdzając słuszność przedstawionych sytuacji. To drzemie w nas, oczekiwanie na potknięcie drugiej osoby, choć prawdziwie tego po nas nie widać. Współczuję ci, naprawdę, bo nie wiem co sam bym zrobił w takiej sytuacji. Podświadomie odczytujemy w myślach, że dobrze mu tak, dostał za swoje i nicnierobienie lub co gorsza, głupie zachowanie. Z pozoru wygląda wszystko naturalnie i kulturalnie, mimo to nie jesteśmy w stanie opędzić się od myśli całkiem odwrotnych. Współczujemy, bo tak wypada, pomagamy, bo co by inni powiedzieli, posprzątamy, bo sąsiad zaskarży nas straży miejskiej. Taki podtekst naszych czynności determinuje pewne zachowania. A jakby inaczej na to spojrzeć: współczujemy, bo szkoda nam drugiej osoby, pomożemy, bo co by było jakbym to ja znalazł się w takowej sytuacji, posprzątam bo naprawdę chcę żeby mnie i innym było dobrze i ładnie wokoło... Odpowiedzi należy szukać w swojej mentalności, przekonaniach i mitach, które obezwładniają racjonalne myślenie. Wystarczy je włączyć, w każdej chwili, momencie. Pomyśleć, że w pewnych sytuacjach mogę szkodzić drugiemu, a nie kategoriami mojego własnego "ja". Bo przecież muszę zapalić, bo mnie ssie, ale że komuś drugiemu może zrobić się niedobrze z tego powodu, to co mnie to. Niech idzie w inne miejsce.
Wykorzenić to, co zawistne, chamskie i gburowate, to cele naszej nacji. Pytanie, czy świadomość i zdrowe myślenie dopuszczają tego typu schematy do codziennego zastosowania... U niektórych zdrowe jest pojęciem względnym, a nawet obcym. Retoryka...
Źródłem owych przekonań jesteśmy my sami, a owe przekonania powielane są następnie przez kolejnych osobników homo sapiens. Nie biorą się one znikąd. Wnioski i obrazy przychodzą na podstawie kilku jednostek. Prawdą jest jednak, że drzemie w nas nieoceniona zawiść, chęć odreagowania agresywnym popisem, wyszukiwanie w zachowaniach i wypowiedziach ukrytego dna, pochopne ocenianie przez pryzmat utartych stereotypów i przeświadczeń.
Typowy obraz polskości, wyjęty z życia codziennego, opisano w książce "My, naród" znanego dziennikarza i prezentera. Tomasz L. w swojej pozycji zwraca uwagę na naturalność i typowe zachowania rodaków. "Nieżyczliwość na ulicy, gburowatość w autobusie, w kolejce, w tramwaju, groźne spojrzenia, warczenia, pohukiwanie, przekleństwa, niech no ten baran stojący przede mną ruszy wreszcie, nie widzi, że od dwóch sekund pali się zielone światło? Klaksonem go pogonię, palec środkowy pokażę, on mi zresztą najpewniej też". Czyż tak nie jest? Śmiejemy się cicho pod nosem stwierdzając słuszność przedstawionych sytuacji. To drzemie w nas, oczekiwanie na potknięcie drugiej osoby, choć prawdziwie tego po nas nie widać. Współczuję ci, naprawdę, bo nie wiem co sam bym zrobił w takiej sytuacji. Podświadomie odczytujemy w myślach, że dobrze mu tak, dostał za swoje i nicnierobienie lub co gorsza, głupie zachowanie. Z pozoru wygląda wszystko naturalnie i kulturalnie, mimo to nie jesteśmy w stanie opędzić się od myśli całkiem odwrotnych. Współczujemy, bo tak wypada, pomagamy, bo co by inni powiedzieli, posprzątamy, bo sąsiad zaskarży nas straży miejskiej. Taki podtekst naszych czynności determinuje pewne zachowania. A jakby inaczej na to spojrzeć: współczujemy, bo szkoda nam drugiej osoby, pomożemy, bo co by było jakbym to ja znalazł się w takowej sytuacji, posprzątam bo naprawdę chcę żeby mnie i innym było dobrze i ładnie wokoło... Odpowiedzi należy szukać w swojej mentalności, przekonaniach i mitach, które obezwładniają racjonalne myślenie. Wystarczy je włączyć, w każdej chwili, momencie. Pomyśleć, że w pewnych sytuacjach mogę szkodzić drugiemu, a nie kategoriami mojego własnego "ja". Bo przecież muszę zapalić, bo mnie ssie, ale że komuś drugiemu może zrobić się niedobrze z tego powodu, to co mnie to. Niech idzie w inne miejsce.
Wykorzenić to, co zawistne, chamskie i gburowate, to cele naszej nacji. Pytanie, czy świadomość i zdrowe myślenie dopuszczają tego typu schematy do codziennego zastosowania... U niektórych zdrowe jest pojęciem względnym, a nawet obcym. Retoryka...
niedziela, 31 stycznia 2010
Die Fortsetzung der SLS AMG
Ciąg dalszy reklamy SLS'a AMG. Teraz nowa twarz w Mercedesie, fabryczny team w F1 i od razu nowa reklama ognistego pojazdu marki ze Stuttgartu. Kto zasiadł za sterami czerwonego SLS'a? Jakiś czas temu SLS AMG pojawił się w materiale filmowym w tunelu jeżdżąc "do góry kołami" (odsyłam do jednego z wcześniejszych postów)... ale z innym kierowcą...
sobota, 30 stycznia 2010
czwartek, 28 stycznia 2010
Lodowcowa epoka
Już prawie miesiąc utrzymują się mroźne dni, a śniegi i lody spowijają krajobrazy. Jak w epoce lodowcowej. Kiedyś panowały takie zimy, że ludzie przemieszczali się w wysokich lejach, a jak złapało mrozami i zamieciami w grudniu, tak trzymało aż do marca. Pogoda stwarza powody do frustracji i niechęci, zwłaszcza gdy osiąga parametry krytyczne (bo tak należy powiedzieć). Ciężkie to chwile dla mierzących czas codziennych czynności. Roczny cykl klimatyczny mieści w sobie tego typu zimy, więc nie są one zbytnim zaskoczeniem. Zastanowić może z kolei gwałtowność tych zmian, jak w ludzkich uczuciach, czasem nieustabilizowanych i poszarpanych. Porównanie trafne i celowe, ze wskazaniem subtelnych różnic i wyznaczników ówczesnej aury.
Po zimie następuje wiosna, dzień jest już coraz dłuższy. W sklepach nowe kolekcje odzieży wiosennej, więc teraz czas na... pogodowe zmiany, na cieplejsze, bardziej słoneczne i lekkie. Z tym nastawieniem należy podejść do obecnych warunków za oknem. Tak w życiu jak i codziennych zajęciach.
Celowość uzasadniona. Trafność wskazana. Proces rozpoczęty.
Po zimie następuje wiosna, dzień jest już coraz dłuższy. W sklepach nowe kolekcje odzieży wiosennej, więc teraz czas na... pogodowe zmiany, na cieplejsze, bardziej słoneczne i lekkie. Z tym nastawieniem należy podejść do obecnych warunków za oknem. Tak w życiu jak i codziennych zajęciach.
Celowość uzasadniona. Trafność wskazana. Proces rozpoczęty.
wtorek, 26 stycznia 2010
Turbo w nowym wydaniu
Dokładnie 911 Turbo. Przedstawiać nie trzeba. Kopalnia najnowszych i niezawodnych technologii, czyli sztuka inżynierska w sportowym wcieleniu. Mocno sportowym i szybkim. Oto 911 Turbo wg Porsche, nowa generacja modelu (wg nomenklatury marki), nie facelifting. Firma szczyci się najnowszymi technologiami, ciekawymi rozwiązaniami, a promuje się w niebagatelny sposób proponując obejrzenie najnowszego filmu. Szczegóły... tutaj (polecam ciekawy konfigurator) i poniżej...
niedziela, 24 stycznia 2010
No smoke
Taki napis już niedługo może przywitać ludzi na wejściu do klubów i restauracji. Poza tym przystanki i miejsca użyteczności publicznej dadzą niepalącym wytchnienia dla dróg oddechowych, a na zdrowiu wyjdzie wszystkim. Jedna wątpliwość nasuwa się w tym całym projekcie: w jaki sposób będzie egzekwowana nowa ustawa, skoro kary rzędu 500 zł nie odstraszą co poniektórych? Właściciele klubów nie będą musieli pilnować klientów, bo ktoś przecież z konkurencji celowo mógłby zawitać i sobie zapalić w celu wykończenia rynkowego wroga... Odpowiedzi należy szukać w rozsądku i racjonalnym myśleniu ludzi. Idea jet bardzo dobra, warta poparcia i pieniędzy wydanych na późniejsze leczenie tzw. biernych palaczy. Osobiście denerwuje mnie połączenie miejsc dla palących i niepalących w restauracjach, odgrodzonych czasami jedynie... małym murkiem. Śmieszne, ale prawdziwe.
Ostatnio zasady "no smoke" wprowadzono w mieście... Kołobrzeg. I nie jest to wymysł radnych, a odpowiedź na walory przyrodniczo-kurortowe miejscowości, a także sposób na przyciągnięcie zaciekawionych turystów. Dziś trzeba kontrowersyjnej reklamy w formie intrygi i radykalnych decyzji, nie protez projektów i pomysłów. Najwidoczniej ta nadbałtycka miejscowość będzie teraz słynęła z tego posunięcia. Ktoś zarzuci, że pomysł być może skopiowany, ale zdecydowany i korzystny dla zdrowia! A zdrowie najważniejsze, więc to priorytet.
Ostatnio zasady "no smoke" wprowadzono w mieście... Kołobrzeg. I nie jest to wymysł radnych, a odpowiedź na walory przyrodniczo-kurortowe miejscowości, a także sposób na przyciągnięcie zaciekawionych turystów. Dziś trzeba kontrowersyjnej reklamy w formie intrygi i radykalnych decyzji, nie protez projektów i pomysłów. Najwidoczniej ta nadbałtycka miejscowość będzie teraz słynęła z tego posunięcia. Ktoś zarzuci, że pomysł być może skopiowany, ale zdecydowany i korzystny dla zdrowia! A zdrowie najważniejsze, więc to priorytet.
piątek, 22 stycznia 2010
Naturalny dopalacz
Odkryć jej działanie brzmi dokładnie tak, jak lata testów poparte rokującymi wnioskami. Zawiera mnóstwo substancji o wpływie blisko narkotycznym, ale nie uzależniającym. Co dokładnie w niej jest, w niej znaczy papryce (zielonej, czerwonej, bądź zółtej), że czasem jest aż tak pożądana w kulinariach? Nie będę rozpisywał się o witaminach, które też w dużych ilościach się w niej znajdują (zwłaszcza C, im bardziej czerwona, tym jej więcej, czterokrotnie więcej niż cytryna), czy też solach mineralnych.

Powodem przypływu sił witalnych i pożądanych;) jest kapsaicyna, czyli alkaloid odpowiadający za ostry smak warzywa. Najwięcej go... wiadomo w chili. Ostro i pikantnie, w sam raz do meksykańskiego żarcia. Czysta w swej postaci kapsaicyna jest toksyczna (oficjalnie na liście toksycznych w UE), w spożywczym przemyśle używa się jej zawsze w połączeniu z innymi związkami. To ciekawe, że substancja odpowiedzialna za smak determinuje również wpływ na pozytywne działanie układu nerwowego i krwionośnego regulując ciśnienie tego ostatniego. Rewitalna i pożądana (tak dosłownie i ogólnie), bez cienia wątpliwości, na nerwy, trawienie i romantyczne kolacje... To ostatnie nie jest przypadkowe, a udowodnione. Słusznie i rozpalająco.
Powodem przypływu sił witalnych i pożądanych;) jest kapsaicyna, czyli alkaloid odpowiadający za ostry smak warzywa. Najwięcej go... wiadomo w chili. Ostro i pikantnie, w sam raz do meksykańskiego żarcia. Czysta w swej postaci kapsaicyna jest toksyczna (oficjalnie na liście toksycznych w UE), w spożywczym przemyśle używa się jej zawsze w połączeniu z innymi związkami. To ciekawe, że substancja odpowiedzialna za smak determinuje również wpływ na pozytywne działanie układu nerwowego i krwionośnego regulując ciśnienie tego ostatniego. Rewitalna i pożądana (tak dosłownie i ogólnie), bez cienia wątpliwości, na nerwy, trawienie i romantyczne kolacje... To ostatnie nie jest przypadkowe, a udowodnione. Słusznie i rozpalająco.
wtorek, 19 stycznia 2010
Zaklinacz śniegu
Trzy tygodnie mrozów. Śnieg, zima, ciapowate błoto, śliskie chodniki, tony soli na drogach... i zaspy na wysokość płotów. Do tego sople wiszące jak sępy czekające na głowy przechodniów i zaczajone masy zaległego śniegu na dachach. Oj, jak by się chciało polecieć na wyspę pełną słońca, zieleni i śródziemnomorskich fluidów w powietrzu, z dala od zimowej szarówy. Białą Wyspę. W magicznym miejscu, czarującym promieniami zachodzącego słońca, przy bezchmurnym niebie i chill out'owych brzmieniach... na leżaku, sącząc owocowego drinka i patrząc na falujące jaskrawoniebieskie wody nabrzeża. Marzenie, które warto mieć i spełnić w przyszłości, wzmocnione beznadziejną aurą zimowej propagacji, podkreślone niezwykłością miejsca i tanecznymi klimatami. Obowiązkowo trzeba zobaczyć (trafniej przeżyć) na żywo zachód słońca w Cafe Del Mar, przy relaksujących dźwiękach i inspirujących zapachach wspaniałych piasków plaż w Sant Antoni de Portmany. Wycinek poniżej. Enjoy :)
sobota, 16 stycznia 2010
Der SLS AMG
Niezwykły samochód, niezwykłe osiągi, niezwykła cena. Milion złotych potrzeba na jego zamówienie. Mimo to, chętnych nie brakuje. Przekonuje klasyka i nawiązanie do pierwowzoru z końcówki lat 50-tych. Podnoszone do góry drzwi, ponad 6 litrów pod maską i moment obrotowy rzędu 650 Nm. W niecałe 4 sekundy rozpędza się do setki zamykając licznik przy 317 km/h. Wnętrze dosyć surowe jak na Mercedesa, z nawiązaniami do lotnictwa, ale gustowne i harmoniczne. Podczas dużych prędkości docisk samochodu jest znakomity, a przekonać o tym można się z poniższego materiału. Z wyglądu taki inny, brak w nim wulgarności i rzucającej się w oczy agresji linii nadwozia, ale oschłość i surowość spojrzenia każą zachować dystans. I to nieprzypadkowo.
czwartek, 14 stycznia 2010
Stratosferyczny lot
Lotnicza Polska. Phoenix. Projekt Bezzałogowego Samolotu Stratosferycznego. Specjalny program badawczo-rozwojowy, którego przedmiotem jest samolot zasilany energią słoneczną i energią zgromadzoną w akumulatorach. Obiekt poruszałby się na wysokościach stratosfery i służył do szeroko pojętego monitoringu. Nieprzerwany lot o pułapie 15 ÷ 20 km mógłby trwać nawet do 6 miesięcy. Dla lotnictwa cywilnego i bojowego wykorzystuje się przestrzeń do 15 km nad powierzchnią ziemi, stąd niezmącony niczym lot byłby możliwy bez żadnych przeszkód. Lekkość i przeznaczenie konstrukcji pozwala na nowo spojrzeć na obiekty latające. Samolot będzie można wykorzystać do systemów wczesnego ostrzegania, akcji monitorowania zanieczyszczenia środowiska, bądź też w akcjach poszukiwawczych, wsparcie ratowniczych i policyjnych.
Realność projektu? W założeniach zawarto możliwość umieszczenia na pokładzie wynalazku do 12 kg aparatury pomiarowej i monitorującej. Czy to dużo czy mało, moim zdaniem wystarczająco, gdyż zmieści się to, co niezbędne, a urządzenia ostatnimi czasy doznały już znacznej redukcji masy, co pozwoli wykorzystać je do zaplanowanych zadań. Silniki elektryczne czerpiące energię ze słońca, całkowita czystość dla środowiska pod względem emisji zanieczyszczeń i hałasu oraz kontynuacja lotów w nocy stwarzają nowe horyzonty w tworzeniu nowych samolotów. Zapotrzebowanie na tego typu obiekt latający jest duże, gdyż obecne jednostki mają ograniczony w czasie lot ze względu na zużycie paliwa, hałas, ale też wysokie koszty eksploatacyjne. Z drugiej strony istnieje jeszcze sieć satelitarna, jednak zużyty satelita staje się kosmicznym śmieciem, który krąży po orbicie do czasu zderzenia z innym obiektem. Projekt więc patrzy z optymizmem w przyszłość; osobiście myślę tak samo.
środa, 13 stycznia 2010
National Geographic POD osobno
Wygląd niniejszego bloga zmienił się ostatnio za sprawą wymiany gadżetu fotografii dnia National Geographic na wyszukiwarkę. Zmiana nie jest przypadkowa, a konieczna z powodów praktycznych jak i samych przeobrażeń w portalu National'a. Po najlepsze, ujmujące, urzekające, inspirujące i nieprzesadne fotografie nadal odsyłam do tej witryny i polecam :)
Jakie fotki spodobały się najbardziej w danych miesiącach ubiegłego roku? No cóż, warto zajrzeć: dział PHOTOGRAPHY.

Jakie fotki spodobały się najbardziej w danych miesiącach ubiegłego roku? No cóż, warto zajrzeć: dział PHOTOGRAPHY.

wtorek, 12 stycznia 2010
Popowo inaczej
Muzyczny show prosto ze Skandynawii. Taki uciekinier współczesnych schematów i konwencji rytmicznych nut, propagator inności i zaciętości muzycznej intrygi. Pochodzą z Norwegii, duet równie zwariowany jak ich własne wytwory energetyzujące z głośników. Na imię mają Röyksopp. Cokolwiek by to znaczyło, nie zastanawiałem się, jedno jest pewne, że rzadko dziś spotkać można w popowym świecie podobne brzmienia. Interesujące i ciekawie brzmiące, taki smaczek jak energetyczny baton oblewany mleczną czekoladą z nadzieniem toffi... Propozycje na karnawał i nietuzinkowe antidotum dla muzycznej indolencji. Wpadają w ucho, jak przykładowy kawałek "The Girl and the Robot". Teledyski też wieją świeżością, jak poniższy "Remind Me". Niech uszy ocenią, a oczy doprawią...
Zbudowanie podstaw
Nowy rok, nowy sezon. To czas, by rozpocząć przygotowania, podstawowe. Lekko, swobodnie, ambitnie, ale rozważnie. Czerpać przyjemność z treningowych chwil, innych niż w trakcie pełni sezonu startów i ostrych przygotowań. Mniej ograniczeń w diecie i więcej różnych form sportu. Przykładowo łyżwy z godziną na tafli lodu... to dobrze odpręża i daje odpocząć, zwłaszcza głowie. Grunt to nie poddać się pierwszemu negatywnemu wrażeniu po długiej przerwie (no w moim przypadku istotne). Powoli do przodu, pozytywne nastawienie i motywacja: to dobre wyznaczniki przygotowań zimowych. Niech będzie na lodowisku po ostrym szlifie :)
niedziela, 10 stycznia 2010
5. miejsce Merivy
Ranking niezawodności samochodów kilkuletnich to nie lada inicjator i ważna karta w podjęciu decyzji o zakupie używanego pojazdu. Z drugiej strony prestiż dla marki i uznanie w oczach klientów następcy niezawodnego modelu. Z reguły czas obecności danego modelu na rynku to ok. 5 lat, włącznie z faceliftingiem i limitowanymi seriami. Później przychodzi czas na godnego następcę, ulepszonego i bardziej dopracowanego. Czy równie udanego? Czas pokaże.
Opel Meriva zdobył 5. miejsce w rankingu niezawodności aut 6÷7-letnich wg niemieckiego TÜV. Nawiązując do poprzedniego posta, warto wspomnieć o tym wyniku z racji dopracowania i przemyślanych rozwiązań w tym pojeździe. Choć taki niemiecki, prosty w wyglądzie, plastikowy, ale ergonomiczny, czytelny i wygodny. Wygląd i niezawodność to już subiektywne odczucia właścicieli i użytkowników pojazdu. Die treibende Kraft, ja... Wir leben Autos. Niewątpliwie.
Czym właściwie jest raport niezawodności TÜV?
Opel Meriva zdobył 5. miejsce w rankingu niezawodności aut 6÷7-letnich wg niemieckiego TÜV. Nawiązując do poprzedniego posta, warto wspomnieć o tym wyniku z racji dopracowania i przemyślanych rozwiązań w tym pojeździe. Choć taki niemiecki, prosty w wyglądzie, plastikowy, ale ergonomiczny, czytelny i wygodny. Wygląd i niezawodność to już subiektywne odczucia właścicieli i użytkowników pojazdu. Die treibende Kraft, ja... Wir leben Autos. Niewątpliwie.
Czym właściwie jest raport niezawodności TÜV?
"Najnowszy raport niezawodności TÜV odzwierciedla wyniki wszystkich przeglądów generalnych przeprowadzonych przez ośrodki testowe TÜV, zgodnie z Art. 29 niemieckiej Ustawy o dopuszczeniu osób i pojazdów do ruchu drogowego (StVZO). Ranking edycji 2010 oparty jest na prawie 7,5 mln przeglądów samochodów w okresie od lipca 2008 do czerwca 2009. Badanie TÜV 2010 uwzględnia ponad 200 modeli samochodów, które zostały pogrupowane w pięciu kategoriach wiekowych na podstawie ilości wykrytych podczas przeglądów usterek, stanowiących poważne zagrożenie dla kierowcy i innych użytkowników ruchu drogowego."
źródło: onet.pl
czwartek, 7 stycznia 2010
Nowy wymiar
Klasa małych minivanów to podatny marketingowo środek dla młodych z dzieckiem... i nie tylko. Stylowy wygląd, ergonomia, łatwość dostępu, dynamiczne i zarazem oszczędne silniki, optymalna ilość miejsca (ale nie dla długonogich i wysokich), funkcjonalny bagażnik i łatwy dostęp do tylnej kanapy (otwierane pod wiatr drzwi!). Tego wymaga dziś rynek, tego chcą klienci, bryła odpowiada wymogom stawianym wobec ochrony pieszych. Z resztą, testy EuroNCAP pokażą prawdziwe oblicze nowego Opla. Zapowiada się 6 turbodoładowanych jednostek napędowych, czyli tzw. downsizing w pełnej krasie: niższa masa motoru to mniejsze zużycie paliwa, a więc mniejsza emisja szkodliwych związków przy zapewnieniu osiągów silnika na poziomie wolnossących z litrażem o 0,5 jednostki wyższym. Czas pokaże, na ile wytrzymałe i trwałe są najnowsze konie robocze Opla. Stawiam dobre karty na ten model, szczerze. Poprzednik nie zyskał wielu zwolenników w Polsce, jednak ci, którzy mieli z nim do czynienia, dostrzegli funkcjonalność i "niemieckość" pojazdu, zwracając uwagę na wygodny dostęp do wnętrza i pozycję za kierownicą, wraz z dużymi lustrami (to ważne, żeby lusterka nie ograniczały pola widzenia wstecznego, a go ułatwiały). Meriva pierwszej generacji stylistycznie nie każdemu przypadła do gustu. Nowy model ma to zmienić, wykorzystując linie nowej Astry IV oraz Insignii.
Poprzednik...

Meriva 2010...
Poprzednik...

Meriva 2010...
środa, 6 stycznia 2010
...
Nie zasnąć, nie przespać, nie zanudzić się... czy tak to ma wyglądać? Kolej rzeczy, ponoć powtarzalna. Zawsze można wziąć zmiotkę i energicznie odśnieżyć blaszano - szklane powierzchnie z chodzącymi po uszach i kręcącymi taktami kawałka "Moloko - The Time Is Now" . Jak na aerobiku, jak w biegu, jak naturalnie i swobodnie, jak motywująco z werwą... do kolejnych godzin, kolejnych dni, być może gdzie indziej, bardziej twórczo, wcześniej... Żeby tak.
sobota, 2 stycznia 2010
NowaTor(sko)
Przeszło, przeleciało w mig (jak F16), zostawiło wspomnienia i pozytywno - sympatyczne wrażenia ...w parkietowych nutach wielu minionych lat, w tanecznych klimatach (bo sylwester musi dla mnie taki być), w górskiej atmosferze. Tak było, tak się tańczyło, teraz powolny powrót do codzienności. Czy ten rok będzie jak życiowy nowator, który wejdzie od razu na właściwe tory? Czas pokaże. Życzenia jak zawsze są zacne, plany ambitne, rzeczywistość prostująca. Życzę sobie, by 2010 był swobodny, rozbiegany sportowo, ale opanowany i właśnie... nowatorski.
Styczniowa aura rozkręciła się białymi aranżacjami pejzaży, a niech będzie trochę zimy, takiej prawdziwej. Choć przepadam zdecydowanie za inną porą roku, nie zaszkodzi trochę śniegu, byle nie na długo. Tyle.
Styczniowa aura rozkręciła się białymi aranżacjami pejzaży, a niech będzie trochę zimy, takiej prawdziwej. Choć przepadam zdecydowanie za inną porą roku, nie zaszkodzi trochę śniegu, byle nie na długo. Tyle.
Subskrybuj:
Posty (Atom)