Powrót po kilku miesiącach wieje wielką ciekawością, co u mnie słychać... Blog zamilkł na długie tygodnie, tak długo, jak trwają opowieści Artura Andrusa kończące się krótką puentą ;)
Kluczowe starty tegoroczne zmusiły do ostrych przygotowań formy. Cele osiągnięte, przyszły rok zaplanowany, a po świętach Bożego Narodzenia ruszam z przygotowaniem do krakowskiego maratonu. Cel zacny, ambitny, ale możliwy do osiągnięcia. Istnieją jednak dwie przeszkody: trudności z utrzymaniem diety i fatalna pogoda (zresztą zima nie należy do moich ulubionych pór roku, wręcz jej nie znoszę z czterech powodów: zimno, śnieżnie, auta rdzewieją, a po przejściu zimy wielki brud i syf na ulicach). Przyszedł więc czas na undergroundowe sporty. Tak je nazywam, bo w moim kalendarzu rocznym są w zdecydowanej mniejszości. Staram się nie stracić formy, ale też poświęcić się innym dyscyplinom, tak zaniedbanym przeze mnie. Do treningów biegowych wplotłem łyżwy i squasha. Ten ostatni daje niezły wycisk, a mięśnie dają o sobie znać przez dwa następne dni ;). Wtedy człowiek wie, że wylał z siebie siódme poty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz