sobota, 31 października 2009

This is it


...a raczej "This would be it". Idea największego koncertu w dziejach ludzkości nie doczekała się realizacji. "King of Pop" zostawił po sobie spuściznę wielkiego dorobku artystycznego i niedokończonego dzieła, jakim miała być seria 50 koncertów w londyńskiej O2 Arena. A jak miało to wszystko wyglądać, przekonać się można oglądając "Michael Jackson - This is it". Materiał filmowy w większości nakręcony podczas prób odbywających się w Staples Center w Los Angeles pokazał, że koncert ten pod względem rozmachu muzycznego, choreograficznego i scenograficznego rozgromiłby wszystkie dotychczasowe, łącznie z koncertami Madonny czy U2.

Film inny niż wszystkie, które oglądałem; zaskoczył mnie przede wszystkim profesjonalizm w każdym calu (dopracowywany podczas prób, bo od tego są próby ;) , jak mówił sam Michael), idee pokazywane wraz z akcją przy wielu utworach i ilość ludzi pracująca podczas przygotowań. Coś niesamowitego, taki revolution w dotychczasowym moim spojrzeniu na koncerty live różnych artystów. Oglądając ten film, czułem się jakbym był uczestnikiem tego koncertu, tym bardziej, że większość kawałków była w tradycyjnej aranżacji (mojej ulubionej z resztą). Naładowałem dzięki niemu własne, witalne baterie. Był to solidny i zasłużony odpoczynek po ciężkim tygodniu. A poczułem się tak nie tylko za sprawą filmu ;) ...
 

wtorek, 27 października 2009

W bambuko...

Nawet najbardziej obiecujący klient może okazać się kanciarzem. Różni są ludzie, ale jeśli im na czymś zależy, to dają temu wyraz w różnej postaci i formie. Sam proponujesz rodzaj kontaktu w celu zaproponowania jak najlepszej oferty. Starasz się wypaść jak najlepiej, dwoisz się troisz, by sporządzić godną uwagi propozycję kupna. Poświęcasz się, dopinasz szczegóły i dzwonisz. I nic w tym dziwnego, gdyby w słuchawce nie odezwała się "pani automatyczna telekomunikacja" informując: "Nie ma takiego numeru, nie ma takiego numeru, ...". Dziwne podejście ludzi, facetów niezdecydowanych, nastawionych anty, grających niby czyste karty i udających znawców. Adhezja głupoty i braku odpowiedniego podejścia do sprawy. Nic, tylko adios panie "bambuko" i powodzenia w załatwianiu spraw... a i odwagi trochę się przyda, by nie zawracać głowy niepotrzebnymi kawałami i zajmować czas tym, którzy naprawdę potrzebują konkretów i wiedzą, czego chcą. Teléfono por favor! ;)
 

poniedziałek, 26 października 2009

Autumn leaves

Zadziwiające, jak czas szybko ucieka. No teraz stwierdziłem fakt... rzeczywiście. Ale rzecz w tym, że czas zmienia się, jak pokazuje to natura, przybierając barwy z pełnej palety właśnie jesienią. Takie odchodzące, mieniące się wśród promieni słońca barwy, to coś na wzór plastycznego show z esencjami odcieni i gry świateł.

Bierz sprzęt i celuj obiektywem, by to uchwycić... Ekspozycja, autofocus, przymiarka i... spust migawki. Następny kadr proszę ;) Po uwiecznionych momentach czas na kilka efektów, może nie powalających, ale na pewno barwnych i pozytywnie nastrajających ;) Enjoy!

piątek, 23 października 2009

Laguna Coupe

Coupe nietuzinkowe, inne i stylowe. Tak, nie boję się tego stwierdzić, choć nie jest to Aston Martin, styl i dynamizm sylwetki pozostaje i nie da się go pominąć. Laguna Coupe to coś na wzór stylowego gadżetu, trochę niezauważonego. Drzwi bez ram okiennych (ach, jak ja to lubię :) ), skóra, ciekawy design kokpitu i świetne trzymanie w fotelu. Kompan długich podróży? Jedno jest pewne: ten samochód inspiruje i zwraca na siebie uwagę :) Dynamika i elegancja w jednym. Skojarzenia z Astonem nie są przypadkowe, wystarczy spojrzeć na tylne lampy, by się o tym przekonać. Taki hot hatch wśród luksusowych sportowców.



Jeszcze jedna rzecz. Wystarczy do niego wsiąść, by się przekonać co do doskonałości formy i treści w swojej klasie. Nie doceniałem nigdy Renault, a wynikało to ze stereotypów i własnych przeświadczeń. Dobrze, że się myliłem ;)
 

czwartek, 22 października 2009

Inspiracja

"Jak pan sobie wyobraża swoje życie zawodowe za 5 lat?" - pada pytanie na rozmowie kwalifikacyjnej. Dziś przyszedł taki dzień, że ciekawa konwersacja zainspirowała mnie do czegoś, co zrodziło się kiedyś w mojej głowie, a plan był zacny i ambitny. Dziś odżył. Jak piorun przeszył moje myśli, a jego wizja w przyszłości mnie napędza. Ciekawe może wydawać się to, że pomysł, który miałem już w głowie parę razy, dziś przebudził się z hibernacji i nabrał nowego znaczenia. Wiem, że nie będzie łatwo, a schody są strome i długie.

Przyszłość to dziś, bo nas inspiruje i daje nadzieję... tak, nie pomyliłem się w tym, a napisałem to celowo! Małymi, ale zdecydowanymi kroczkami do celu. ...przed siebie, nigdy wstecz ;)

Choć ostatnio moja głowa to szereg myśli o życiu i pracy, myśli wybiegających w przyszłość... bo jak tu nie myśleć o przyszłości, kiedy każda następna minuta do niej należy. Wystarczy jedna chwila, by zainspirować i rzucić nowe wyzwanie ...sobie. Wytrwałość i motywacja lubi stawać w szranki z codziennością i monotonią. Inspiracja.
 

środa, 21 października 2009

Believe...

...w siebie, w swoje życie i to, co się robi. Czasem brakuje tego, by powiedzieć sobie i komuś wprost: believe in me.



 

Chill out moves

...w wykonaniu niebanalnym i ponadczasowym, to coś, do czego wracam (a przyznam się, że często) gdy mnie tylko napadnie. Nuty tak uspokajające i kojące zmysły, że chciałoby się popłynąć gdzieś...

Pierwsza propozycja to klasyk nad klasykami, jak epizod ze snu wzięty, George Michael przy nutach I Can't Make You Love Me:



Druga strona mojej chillout'owej playlisty przenika dźwiękami Calling All Angels Lenny'ego Kravitza:



Na koniec coś z wielkiego ekranu: Faith Hill - There You'll Be:



 

wtorek, 20 października 2009

Kawa

Jednych elektryzuje, drugich motywuje, innym nie podchodzi. Jakoś tak się składa, że na słowo kawa poprawia się humor, no bo jak tu zareagować na chwilę czegoś przyjemnego. Utarło się, że jest przerwa na kawę... tak, przerwa, na której nie musisz wcale pić kawy, a tylko patrzysz jak inni piją ;) Ale czasem się skusisz, co poprawia nastrój i monotonię dnia. Co praca, to i więcej się jej wytrąbi (słabej, ale jednak kawy). Nawet czasem, chcąc nie chcąc, musisz zaproponować kawę, bo klient nie będzie bezczynnie czekał, a przy kawie to można pogadać o ciekawych interesach. Nie chodzi tu o dziwne zachowania wymuszające postawę "jak to w naszej firmie jest dobrze", ale naturalne reakcje w odpowiedzi na potrzeby sytuacji.
Ogół czynników sprawia, że pracując przy kompie z każdą godziną człowiek bardziej odczuwa zmęczenie i znużenie, co przy jesiennej pogodzie się potęguje. Myśli skupione wokół zadań coraz trudniej ogarniają sytuacje otoczenia. Dochodzi do tego, że myślisz: co ja to miałem zrobić?
To co, może na małą kawę? Aha, z mlekiem czy bez? ;)
 

poniedziałek, 19 października 2009

Brazil!

I stało się, szczęście mu wreszcie dopisało. F1 była świadkiem pięknego wyścigu i świetnych emocji... i znów poznała nowego mistrza świata F1. To niesamowite, ale inter lagos dzieją się rzeczy przyspieszające tętno do maximum. Ten wyścig bije życiem jak cała roztańczona Brazylia z piłkarzami i siatkarzami włącznie na czele. Dramatyczna sesja kwalifikacyjna wyłoniła pretendenta do zwycięstwa w niedzielnym wyścigu, Rubensa Barrichello. Osobiście wierzyłem, że Rubens tak odjedzie czołówce, że wygra wyścig. A tu niespodzianka i pech, bo tylko ósme miejsce. Za to miłą niespodziankę sprawił Robert startując z czwartej linii i stając pierwszy raz w tym sezonie na podium. Zaskoczenie jego było tym większe, że na podium... pomylił się stając na trzecim stopniu! Wybaczamy i rozumiemy, bo po dłuższej nieobecności w ceremonii dekoracji najlepszych wyścigu mogło się trochę zapomnieć ;)
"We are the champions" - śpiewając, to znaczy fałszując, kończył wyścig Jenson Button, nowy mistrz świata. Dla Rossa Brawna to były niezapomniane chwile, ale przecież nie obce. Dobrze pamięta pewnie współpracę z Michaelem Schumacherem, a doświadczenie zaprocentowało w tym sezonie celująco. Taki ciekawy paradoks: zespół Brawn GP, ze skromną ekipą 50 pracowników na wyścigu, zgarnia wszystko, bijąc potężne kolosy jak Ferrari czy McLaren. No cóż, może to recepta na sukces :)
 

niedziela, 18 października 2009

Konstruktywnie

Konstruktywnie o czym? A o życiu. A o sytuacjach, typowych, nietypowych, odpowiedzialnych i nie oraz śmiesznych i dziwacznych. Konstruktywnie, konstrukcyjnie, budująco, potwierdzająco myśli i przypuszczenia... rozmawia się rzadko. A piękne to tematy i poruszające. Dylematy na wyciągnięcie ręki rozwiązywane. W takiej atmosferze i otoczeniu problematyki przyszło mi porozmawiać, co bardzo doceniam i lubię. Piękno w prostocie, normalności, szczerości i braku efemeryczności. Tak po prostu. Jak nigdy :)
 

czwartek, 15 października 2009

Obserwuj, a się dowiesz

Nieprzypadkowo to piszę, też myśl ta nie jest wyrwana z kontekstu i wrzucona w worek bezużytecznych myśli. Choć chwilę zastanawiałem się, jak to ująć, powiem krótko, że chodzi tak naprawdę o poznawanie ludzi.

Prosta sytuacja. Poznajesz kogoś w pracy, chcąc nie chcąc jesteś zmuszony do współpracy z nim, w celu wykonania pewnych zadań i poleceń. Poznajesz gościa, gadasz chwilkę, po czym przechodzisz do obowiązków. Myślisz, co to za osobowość i co tak naprawdę sobą reprezentuje. Choć wydaje się w porządku, podchodzisz z dystansem do niego patrząc na jego reakcje w stosunku do ciebie. Obserwujesz jego zachowanie w różnych sytuacjach, kątem ucha słyszysz prowadzone rozmowy telefoniczne i sposób wypowiedzi i kontaktu z ludźmi. To, co wydawało się u niego w porządku, ubrane w garnitur i krawat, wydaje się mieć ciemną stronę. Szybko się reflektujesz, że trzeba uważać na każdym kroku na swoje wypowiedzi i pozostać sobą w każdej sytuacji. Najbardziej denerwujące staje się obnażanie chamstwa i chwalenie się tym, jak się coś załatwia z uśmiechem i chytrością. Wtedy rzeczywiście poznajesz prawdziwe oblicze gościa i wnioskujesz, dlaczego akurat on znalazł się na tym stanowisku. Wnioski wyciągnięte.

Inna sytuacja, zdarzyła przykładowo się dzisiaj. Prowadzisz ciekawą rozmowę, o przeszłości. Naturalnie i bez obgadywań (których notabene nie toleruję, pamiętając o tym, że i ja mogę się znaleźć w takiej sytuacji). Prosto, ale jasno. Wtedy dopiero poznajesz, kto tak naprawdę przyszedł do tej pracy, bo się na tym zna, to lubi, jest odpowiedzialny i poukładany w tym co robi. Nawiasem mówiąc można oczekiwać, że osoba poukładana jaśniej i konkretniej powie ci wprost, jak zrobić to czy tamto i jak do tego podejść. Doceniasz takich ludzi i starasz się czerpać z ich wiedzy i doświadczeń. To jest ciekawe i motywujące, że nie patrzą na ciebie jak na przybysza z innej planety, a starają ci się pomóc. Generalnie poznajesz później, dlaczego tak się dzieje, skąd taka miła postawa ze strony kogoś doświadczonego zawodowo. Po pierwsze staż zawodowy i nastawienie, po drugie życie prywatne, czyli rodzina i odpowiedzialność zmuszają do pozytywnych zachowań, a to udziela się otoczeniu.

Obserwujesz i wyciągasz wnioski. Życie uczy każdego dnia.
 

środa, 14 października 2009

Zima w powietrzu i głowie

Przyszła i zaskoczyła, zima jedna wredna, chłodem ziemię spowiła. Wkurzająca i bezczelna, denerwująca. Spokój i opanowanie walczą z agresją zimna, a ja się nie poddaję i nie zwracam na to uwagi, choć nie da się ukryć i znieść przenikliwości. Jeszcze wrócą piękne chwile pogody, a ja to wiem. Na pewno.
 

wtorek, 13 października 2009

Concept roku!



Niewiarygodne! Unglaublich, unmöglich, das ist sehr schön - podsumowałby niejeden Niemiec. I rzeczywiście tak jest. Piękne linie przejść nadwozia, technologia przyszłości, urzekająca kolorystyka i połączenie sprzecznych idei przy projektowaniu podpowiadają jedno: to musi być coś ekstra, concept, jakiego jeszcze nie było. BMW pokazało światu już wiele technologii, lecz ostatnio coraz częściej dawkowało informacje o promowanych rozwiązaniach z serii Efficient Dynamics. Przyszedł więc czas, żeby zebrać je w jednej maszynie, innej i niepowtarzalnej, stworzyć samochód wyprzedzający o parę lat rzeczywistość. Powstał więc nowy model: EfficientDynamics Concept. BMW serii M przyszłości :) Doświadczenia z F1 jak najbardziej są na miejscu! Jeździ równie szybko, jak inspiruje. Za projekt stylistyczny oryginalnego BMW odpowiedzialny był Adrian Van Hooydonk, który zastąpił kontrowersyjnego Chrisa Bangle'a. Szacun!



 

Wyprzedzić siebie...


Wcześnie rano (bo tak należy mówić o godzinie 8:30 w niedzielę) przybywasz na miejsce startu. Atmosferę wielkiej sportowej imprezy da się odczuć jak zapach runa w lesie. Niewątpliwie dziś przeżyję wielkie święto - święto sportu, sprawdzian siebie i własnej głowy. Widząc tylu ludzi, którzy zmierzają na start maratonu, nie zważasz na warunki pogodowe, zwłaszcza, że w każdej chwili może zacząć lać, a temperatura w granicach 10 ºC nie motywuje. Porządna rozgrzewka w rytm głośnej muzyki, z widokiem tysięcy biegaczy pokazuje, że rzadko kiedy widzisz live tylu ludzi gotowych zmierzyć się z wielkim zadaniem: 42,195 km.
Godzina 10:00 i wystrzał. Nad konstrukcją startową poszły zimne ognie, a tłum ludzi jak stado antylop ruszył w miasto. Piękne miejsca, cudowna atmosfera i muzyczny doping co jedną milę dodawały niesamowitej otuchy i destrukcyjnie wpływały na złe podpowiedzi psychiki, by dać sobie spokój, że to za dużo, po co się męczyć...
Biegniesz od startu stałym tempem i nie spieszysz się. Zwalniasz przy punktach odżywczych i kontrolujesz oddech. Wytrzymałość i determinacja wzmagają odczucie, by dać z siebie więcej. Mimo to, używasz głowy i wiesz, że nie tak należy rwać tempo. Tym samym krokiem pokonujesz pierwszą pętlę, gdzie połówka dystansu jest już za tobą. A może dopiero... Teraz wiesz, że to nie są żarty, a osiągane międzyczasy pogorszą się. Tempo spadnie. I tak też się dzieje w wielu wypadkach. Nie wytrzymasz, bo gdzie tam 42. kilometr... Coraz częściej spotykasz idących i łapiących oddech, że w końcu i sobie przydarza się przejść jakiś kawałek. Myślisz, jak tu odwrócić myśli od niszczącej wizji nie ukończenia biegu... Zaczynasz liczyć, mówić do siebie, wymieniać marki samochodów po kolei wg liter alfabetu, bijesz się po nogach, by tylko nie dostać skurczu... Kilometry upływają coraz wolniej, dłuży się dystans, ale jednocześnie budująca jest myśl, że coraz bliżej mety na Malcie. Coraz bliżej, ale coraz trudniej. Już nie chcesz widzieć tych bananów, które za każdym razem zjadasz za punktami odżywczymi. Pilnujesz się, by nie doprowadzić do problemów żołądkowych, ale jednocześnie masz satysfakcję, że nie poddajesz się. Myślisz o przyjaciołach, dziewczynach, znajomych, którym później zdasz na spokojnie relację z emocji, jakich doświadczyłeś. Dobiegają jednocześnie człowieka myśli, że możesz im już tego nigdy nie mieć okazji opowiedzieć, dlatego starasz się optymalnie połączyć wytrzymałość, ból, oddech, kontrolę tętna i dostarczanie kalorii organizmowi. Każdy kolejny pokonany kilometr to jak epoka, choć co innego pokazuje pulsometr. Tak działa mózg człowieka, że co jednostajne i ciągłe, potrafi go zniszczyć. Nie tym razem.
Mijasz 40. kilometr i myślisz, że to już tak blisko, a zarazem to jeszcze ponad 2 kilometry do celu. Już nie możesz, ale dajesz z siebie wszystko, wyprzedzasz myśli, już coraz lepiej słyszysz dudniącą scenę pod metą maratonu, by wreszcie zobaczyć w oddali tablicę z czasem. Stawiasz wszystko na jedną kartę, resztkami sił bierzesz sprint aż do samej linii mety unosząc ręce w geście zwycięstwa nad sobą! Stosowne, aby w tym miejscu wspomnieć o chwili, kiedy patrzysz czego dokonałeś. Nie dociera do ciebie, że pomimo tylu słabości dałeś z siebie wszystko i wyprzedziłeś siebie.
W międzyczasie wręczają medal, i co ważne, by nie utracić ciepłoty ciała, dostajesz folię termiczną. Łzy szczęścia są jak najbardziej na miejscu...
Piękna idea, piękny sport, dorosłeś mentalnie i psychicznie do wielkich wyzwań - mówisz do siebie trzymając się ledwo na bolących nogach. Nie kryjesz wzruszenia, a widząc ogrom ludzi wypełniających metę uśmiechasz się z radości i szczęścia, że tych cudownych chwil nie zapomnisz do końca życia! Tak, do końca życia, jak kogoś, kogo tak bardzo kochasz, tak mocno, że nie możesz o tym nie myśleć ani przez chwilę... Tego nie da opisać się słowami...

Spełniłem swe marzenie. Dzięki wszystkim, którzy we mnie wierzyli i mnie wspierali do ostatnich chwil przed startem!!! Dzięki :)
 

piątek, 9 października 2009

W poniedziałek na 8:00...

...zawodowa praca się zacznie. Z ciekawości nie mogę powstrzymać myśli, jak sprawdzę się w zupełnie nowej rzeczywistości. Motywacja czy niecierpliwość? Energiczność czy konsekwencja? A może wszystko razem wymieszane da zupełnie nowy koktajl, połączony z nutami przebojowości i manipulacji... resztę można dopowiedzieć ;)

"- Przyjdzie pan na ósmą - powiedziano mi z uśmiechem. Patrząc z pytającym, ale uśmiechniętym wyrazem twarzy odparłem, że przyjdę. Lekkim, ale zdecydowanym ruchem wręczyłem niezbędne dokumenty, co było gestem zapoczątkowującym współpracę za parę dni. Wydawać by się mogło, że prosto przyjść, powiedzieć, wykonać zadanie, mimo to, należy przemyśleć każdy ruch i mowę ciała. Czasami myślę, że nauka psychologii (zawodowej jak i życiowej), której kiedyś tak nie doceniałem, będzie coraz mocniejszym udziałem wpisywać się w moje życie. Specjalista jest wykwalifikowanym pracownikiem, lecz by się sprawdzić na prezentowanym przez siebie stanowisku, musi posługiwać się metodami psychologii i znać jej tajniki w każdym calu.
- Czy to klucz do sukcesu? - zadaję sobie nieraz to pytanie, próbując znaleźć alternatywę dla posiadanych lub nabytych przez specjalistów umiejętności. Jakby nie patrzeć, są one wpisane w relacje interpersonalne i kontakty międzyludzkie. Klient musi być zawsze zadowolony, co jest pożądane jak dobra karma dla psa :) Dosadnie ale prawdziwie."

Tyle opowieści. Teraz inne plany, maratońskie. Ostatni tydzień kompletnie rozłożył mój plan treningowy, a przeziębienie jeszcze mi do teraz doskwiera. Jak na złość, musiało mnie dopaść akurat w tym momencie. No cóż, rzuciłem wyzwanie, trzeba go zrealizować. Ale czego nie robi się dla pięknych chwil w życiu, kiedy mijając linię mety człowiek nie potrafi opisać pozytywnych przeżyć, bo brakuje słów. Maraton memoriał, wspomnienie tragicznie zmarłego inicjatora i propagatora tego megawydarzenia sportowego, zachęca i motywuje do zmierzenia się z wielkim dystansem. I o to w tym wszystkim chodzi. Wspomniałem o pięknych chwilach, jakie człowiek przeżywa spełniając swe marzenia, jakkolwiek różny wymiar mają. Dorzucę, że warto dla takich chwil żyć.

Piękne chwile? Miłe i motywujące? Trochę spontaniczne? To nie są pytania retoryczne, a znają dokładną odpowiedź :) Czwartek mi to udowodnił... :)
...