Upadający "na łeb na szyję" złoty, z tygodnia na tydzień daje coraz bardziej niepokojące sygnały o stabilności gospodarczej Polski. Rośnie bezrobocie, oszczędności zaciskają pasa, drożejące produkty i technologie... to już dobrze znamy. Człowiek zastanawia się, kiedy wystąpił ostatnio punkt kulminacyjny dobrobytu gospodarczego naszego kraju. Postanowiłem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Z okołoogólnikowych przesłanek i obserwacji doszedłem do wniosku, że okres maj-sierpień 2008 (w czasie, gdy był najniższy kurs 'zł/euro') to era najniższego w ostatnim czasie bezrobocia, wizji przymrużonego oka na wieść o zbliżającym się kryzysie i zadowolenia Polaków z sytuacji ekonomiczno-politycznej. Dziś z utęsknieniem wspominamy ten czas.
Problem ostatnich dni tkwi w tym, że drożejące towary, energia i dobra szybkozbywalne odcisną swoje piętno na naszych portfelach, co zaowocuje biegiem wstecznym w rozwoju naszego kraju, a taką historie doskonale pamiętamy. Rzecz jasna, nie chcemy do niej wracać... Pytanie, przetrzymać kryzys czy podjąć radykalne kroki na szczeblach rządowych? Retoryka...
1 komentarz:
...żadnych radykalnych kroków ze strony rządu... a już na pewno nie populistycznie i butnie zapowiadanych interwencji przez naszego Kaczora Donalda... największa głupota i pomyłka - jeśli decydujemy się na interwencję na rynku walutowym w celu ratowania złotówki to szybko, cicho i z zaskoczenia - tylko wtedy będziemy w stanie oprzeć się kolejnym atakom spekulantów...
Prześlij komentarz