niedziela, 26 kwietnia 2009

Trener z epizodu

Sobotnie popołudnie. Termometr wskazuje 20°C, podmuchy wiatru prawie nieodczuwalne. Grzechem byłoby nie skorzystać z tak wybornej pogody. Tegoroczny kwiecień rozpieszcza pogodą, stając się najsłoneczniejszym kwietniem w ostatnich latach. Deszczu jak na lekarstwo, upałów brak, chłodu również. Jedynie poranki sprawiają, że człowiekiem może zatrzepotać. Jednak przedpołudniowy sunrise likwiduje to odczucie.

Podstawowy ubiór jest na swoim miejscu. Stopy właśnie zaparkowały w New Balance 911. Ostatnie poprawki ułożenia czapki i trenerskiej słuchawki. Dlaczego trenerskiej? Właściwie z technicznego punktu widzenia to normalna słuchawka telefonu komórkowego. Wydobywały się z niej jednak dźwięki trance'owego treneiro pt. A State of Trance Episode 398. Monitor pracy serca przechodzi w stan pomiaru. Pierwsze metry biegu służą ogólnej rozgrzewce wzbogaconej o rozciągania mięśni. Kilka drobnych ćwiczeń każe podkręcić tempo na ok. HR=152. Dodatkowo motywuje mnie ulubiony kawałek Dinka - Civilization wpleciony w ASOT'a. Świeże, leśne powietrze i pierwsze krople potu, wzmagane przez słoneczne promienie, wpisują się w każde odbicie stopy od podłoża. Pulsometr sygnalizuje strefę Power (tak nawiasem mówiąc, chyba żołądek dorzucił swoje trzy grosze enzymami spod znaku "trawię obiad"). Pierwsze kilometry biegu za sobą, mały nawrót i prosta. Podłoże zachęca do podkręcenia tempa na lekki sprint. Chłodny wiatr nagradza wysiłek. Naturalna nawierzchnia zmienia się w asfalt. Nie przepadam za biegiem po asfalcie, więc tempo osiada w strefie Health. Kolejny kilometr rozgrzewa bardziej niż każdy dotychczasowy. Powodem jest słoneczna termika wyciskająca z człowieka, za pomocą promieni, kolejne krople potu. Pozdrowienia ze strony kolarza MTB. Odwzajemniam i pomykam dalej w rytmie tune'a Sascha Milde - Alaska (Jorn van Deynhoven Remix). Do sforsowania duża i długa góra o stopniowo zwiększającym się nachyleniu. Wyobrazić należy sobie idealnego biegacza biegnącego kilka metrów przed tobą, którego chce się doścignąć. Nie rezygnujesz ani na moment. Strefa HRmax podpowiada co innego. Walczysz z psychiką i własnymi słabościami. Kiedy znajdziesz się na szczycie, wiesz, że każda góra czy pagórek są do pokonania. Kilometry narastają, zmienia się również krajobraz, z leśnego na wiejski. Zmęczenie po pierwszej godzienie biegu jest obcym pojęciem. Lekkie podmuchy chłodnego wiatru dają odczuć wiosenny klimat. Tym razem po kilku kolejnych kilometrach do sforsowania pagórek. Tempo lekkie, ale stałe. Szybkie oddechy i kontynuacja biegu po prostym i w miarę równym terenie. Dwa nawroty i kierunek na północ. Insekty w postaci wariujących muszek bywają czasem denerwujące, zwłaszcza przy mijanych żółtych odcieniach rzepaku. Bardziej denerwujący są jednak amatorzy skuterów i quadów (od razu zaznaczam, że nie jestem przeciwnikiem tych maszyn), którzy swoim zachowaniem potrafią zirytować i podnieść człowiekowi ciśnienie. W głowie należy wtedy mieć myśl o pokonanych kilometrach biegu (podchodzących pod półmaraton) i czerpać z niej satysfakcję. Biegnący człowiek budzi w ludziach różne reakcje (od pozdrowienia, przez obojętność, do wylewnych krzyków ubranych słowami kuchennej łaciny). Można rzec, że bardziej przewidywalne są psy. Tak, psy, te o czterech łapach.
Nadchodzi koniec running'u, więc jak to na finiszu bywa, trzeba zwieńczyć trening stosownym sprintem. Pulsometr wskazuje właśnie pokonaną granicę drugiej godziny biegu. Licznik zużytych kilokalorii przekroczył dziś liczbę 1500. Przycisk end i czas na regenerację. ...acha, w odtwarzaczu skończył się przed chwilą ASOT Radio Classic pt. Sarah Mclachlan - Fear (Hybrid's Super Collider Mix). Klimat idealny na ostatnie metry biegu.

Istnieją dni, w których człowiek jest zadowolony z treningowych osiągnięć, jak i kiedy jest rozczarowany. Dziś słońce zaświeciło tym pierwszym. Bynajmniej nie jednorazowy epizod. Dodatkowo muzyczny :)
 

Brak komentarzy: