środa, 8 grudnia 2010

Pogodofrustracja i słów kilka

Egzotyka i ekstremalne rekordy ciepła z górnej półki co do tegorocznego grudnia występują jako antonim rzeczywistości. Choć od kilku dni pogoda serwuje odwilż i mgliste pejzaże, nie sposób spróbować swoich sił na treningach na "świeżym" powietrzu (spowitym produktami spalania paliw stałych + odpadów...). Taka polska rzeczywistość... wysokie zapylenie, brud, brak odpowiedzialności za głupie odśnieżenie osiedlowej drogi... skąd to znamy. Ale przecież kogo to obchodzi. Ja się nie będę wysilał, niech to inni zrobią. Pogoda swoje, ale można przecież skorzystać z zimowych chwil i pokazać, że niestraszne są termiczne i śniegowe przeszkody. Bez pogodofrustracji!

Kolejną rzeczą jest moja ciekawość, w jaki sposób Polacy przyjęli nowe regulacje prawne nt. zakazu palenia w miejscach publicznych. Odpowiedź: po polsku, a jakże! Co to znaczy? Prawo sobie, a my sobie. Powodzenia i brawo za przykład dla przyszłych pokoleń! Szkoda, że głupoty nie można rozpoznać namacalnie i wzrokowo, bo przy niektórych to by można żniwa przeprowadzić, a owoce głupoty zbierać nawet kombajnem z 12-metrowym hederem. Nie przesadzam, po prostu kwituję polską rzeczywistość... z wrogimi spojrzeniami przy zwróceniu uwagi na ten problem. A komu to przeszkadza? Komentarz niech każdy sobie dopowie.
 

niedziela, 5 grudnia 2010

Sport underground

Powrót po kilku miesiącach wieje wielką ciekawością, co u mnie słychać... Blog zamilkł na długie tygodnie, tak długo, jak trwają opowieści Artura Andrusa kończące się krótką puentą ;)

Kluczowe starty tegoroczne zmusiły do ostrych przygotowań formy. Cele osiągnięte, przyszły rok zaplanowany, a po świętach Bożego Narodzenia ruszam z przygotowaniem do krakowskiego maratonu. Cel zacny, ambitny, ale możliwy do osiągnięcia. Istnieją jednak dwie przeszkody: trudności z utrzymaniem diety i fatalna pogoda (zresztą zima nie należy do moich ulubionych pór roku, wręcz jej nie znoszę z czterech powodów: zimno, śnieżnie, auta rdzewieją, a po przejściu zimy wielki brud i syf na ulicach). Przyszedł więc czas na undergroundowe sporty. Tak je nazywam, bo w moim kalendarzu rocznym są w zdecydowanej mniejszości. Staram się nie stracić formy, ale też poświęcić się innym dyscyplinom, tak zaniedbanym przeze mnie. Do treningów biegowych wplotłem łyżwy i squasha. Ten ostatni daje niezły wycisk, a mięśnie dają o sobie znać przez dwa następne dni ;). Wtedy człowiek wie, że wylał z siebie siódme poty.