Pierwszy oficjalny półmaraton w nogach, to znaczy 21,097 km pokonane biegiem.
Wieczór po zachodzie słońca przy bezchmurnym niebie. Rozgrzany tłum biegaczy i atmosfera biegowego święta, choć bardziej skłonny jestem stwierdzić, że pokaz sportowego i zdrowego stylu życia... zwłaszcza osobom, które z niedowierzaniem i z dozą dezaprobaty spoglądały na przebiegających zawodników. 3 pętle po trochę pagórkowatej trasie wycisnęły wiele sił z ludzi, ale wprowadziły poważną selekcję biegowego peletonu.
Pierwsze kilometry to bieg spokojny i luźny. Myśli jeszcze wokół turystycznych walorów miasta, podziwianie i rozpoznanie trasy. Badanie własnych odczuć i test obranego tempa służyły pierwszym kilometrom pętli. Przyznam się, że narzuciłem sobie dość mocny rytm i musiałem tak trzymać aż do mety ...twardo. Kosztowało mnie to sporo sił i z irytującymi przygodami żołądkowymi nie było łatwo przezwyciężyć tych słabości. Druga pętla po mało udanym punkcie odżywczym ujawniła prawdziwe przygotowanie z ostatnich kilku tygodni do profilu trasy. Od tej pory myślałem już tylko w sposób następujący: coraz bliżej mety, coraz szybciej, coraz mocniej, nie można się poddać. Oddech rytmiczny i stały, tętno na ustabilizowanym poziomie, jedynie dolegliwości gastrologiczne dekoncentrowały... i rozwiązana sznurówka. Choć ta ostatnia przypadłość nie jest jakby dużym problemem, lecz wybija z rytmu i niepotrzebnie zabiera czas... poza tym jest niebezpieczna dla zmęczonych nóg. Przy trzeciej pętli, kiedy ramiona schodzą bardziej do ziemi, kilku biegaczy przechodzi w wolniejsze tempo, udało mi się zachować swoje tempo i przesunąć się o kilka pozycji do przodu. Dobrze, że stało się to na podbiegach, co świadczyło o dobrej bazie przygotowań we wcześniejszym okresie treningowym. Zmęczenie nie było tak dużym problemem jak dziwne przyjęcie napojów przez mój sprzęt trawienny. Cóż, walka z samym sobą była w tym momencie bardziej dosłowna. Ostatnia prosta, płaski profil dłużyła się, by wreszcie wejść w ostatni zakręt i wziąć sprint do samej mety. Taka kropka nad "i".
Wynik lepszy od oczekiwanego, więc zadowolenie i pozytywne odczucia jak najbardziej są na miejscu. Świetny pomysł na termin biegu, wspaniała atmosfera i równie piękne miejsce. Cóż więcej chcieć... Szkoda, że nie każdemu wystarczyło po biegu izotoników. Mimo to start bardzo udany i motywujący do kolejnych biegów; dobry prognostyk na wyjściu ze złych nawyków życiowych i żywieniowych. To też był cel tego biegu ;)