środa, 16 września 2009

Po przerwie...

Po długiej absencji post'owej powracam na blog. Tak się już zdarza, że czasem dopadnie człowieka obstrukcja myśli i niechęć wypowiadania się. Ale nie do końca. Zwyczajny brak czasu i inne priorytety spowodowały, że na blogu zaświeciło posuchą.

Zacznę od pierwszej rzeczy, jaką jest powrót do regularnych treningów. Formę trzeba budować, a jej podwaliny tkwią w zimowych treningach, regularności i systematyczności. Dziś mogę powiedzieć, że czuję się biegaczem. Nie sprawia mi trudności etap 15 km, z przyjemnością pokonuję kolejne treningowe kilometry. W lipcu powróciłem do systematyki treningowej, wplatając w terminarz biegów rower, a czasem nawet zastępując nim bieg. W ten sposób urozmaiciłem swe treningowe godziny, a dzięki temu zbudowałem wytrzymałość. Teraz zostało popracować nad szybkością i nie ukrywam, że również dietą, celując w redukcję masy ciała. Mniej kilogramów = mniej zużytej energii na pokonanie danego dystansu = większy zasięg. Pogoda sprzyja, a wręcz zachęca do przebywania na świeżym powietrzu. Dlatego należy korzystać, ile można (oczywiście z głową!), by już za ponad 3 tygodnie stanąć na starcie poznańskiego maratonu (właśnie dziś się zarejestrowałem). Będzie to mój debiut w tego typu imprezie, ale nie celuję w końcowy wynik, ale ukończenie tego długodystansowego biegu. Maraton to zmaganie się z własnymi słabościami i trudnościami, dlatego każdy, kto pokona granicę 42,195 km może czuć się zwycięzcą. Oczywiście, udział w tego typu imprezie wymaga solidnych przygotowań, lecz jest impreza dedykowana każdemu! Uważam, że obowiązkowo każdy facet powinien zmierzyć się z takim dystansem, bo to prawdziwe wyzwanie! Dlatego zachęcam każdego i w każdym wieku. Nawet jeśli wcześniej się nic nie biegało, to najwyższy czas zacząć. O zaletach biegania dla zdrowia organizmu nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy jedynie wspomnieć, że zapobiega wielu chorobom serca, reguluje ciśnienie krwi i zmniejsza ryzyko wystąpienia wielu chorób, m.in. cukrzycy. No cóż, rozpisałem się, ale uważam, że prostymi metodami można uzyskać wielkie rezultaty :)

Trenując, nawet nie zwróciłem uwagi, że moje buty utraciły amortyzację. Prosto mówiąc, zużyły się. W końcu wybiegany w nich kilometraż uzasadnia zaistniałą sytuację. Postanowiłem zainwestować w buty idealne dla moich stóp. Wybór nie był łatwy, a o ostatecznym zakupie zdecydowała dostępność i cena modelu. Można powiedzieć, że w sensie alfabetycznym pozostałem przy tej samej literce marki butów ;) Producent jednak to już inna bajka, a jego doświadczenie w konstruowaniu sportowego obuwia będę miał okazję solidnie przetestować :)

Trzecia kwestia już nie będzie tak optymistyczna. Rzecz w tym, że po mojej obronie dyplomu... pracy nadal brak. Nadzieja i życiowy optymizm mnie determinują, ale wydłużający się czas bezrobocia rozstraja człowieka niesamowicie. Ogólna oschłość i niemoc pracodawców w inwestowaniu w kadry po studiach nasuwa jeden wniosek: uczelnie kształcą bezrobotnych, których liczba zatrważająco rośnie. Jakie mechanizmy kierują tym, by w ogólnej absencji i recesji gospodarczej nie zatrudniać młodych ludzi (czytaj: zatrudniać swoich znajomych pod płaszczykiem normalnej rekrutacji, no bo przecież co ludzie wtedy powiedzą...)? Czy tędy powinna iść droga zatrudnienia? Zmienić się musi powszechny system kształcenia, który winien być ściśle powiązany z przemysłem i branżami, w jakich kształci swoich przyszłych absolwentów. TEGO BRAKUJE przede wszystkim. Czy coś się zmieni?